Reklama

Agata Kulesza: W obronie rodziny

Telewidzowie polubili odważną, silną, bezgranicznie oddaną rodzinie Carmen, którą Agata Kulesza gra w serialu "Krew z krwi". Ucieszy ich zatem jej powrót. Czy jednak Carmen nadal jest tą samą kobietą? A może bardzo się zmieniła?

Carmen dla rodziny potrafiła stać się osobą bezwzględną. Pani też by tak mogła?

Agata Kulesza: - Odpowiedź będzie gdybająca: ani moja rodzina, ani ja nie byliśmy nigdy w takiej sytuacji. Jak jednak podkreślam w wywiadach, rodzina jest dla mnie ważna. Sądzę, że walczyłabym o nią.

Lubi pani grać twarde kobiety? Przychodzi to pani łatwo?

- Trudno gra się role, w których jest się źle obsadzonym. Gdy natomiast czuję postać, jest przyjemnie. Ponieważ z Carmen dobrze się znamy i uposażyłam ją wcześniej w cechy, których się trzymam, jest to czysta przyjemność. Cieszę się, że mogłam do niej wrócić. Jest twarda, ale to życie zmusiło ją do bycia taką. Często bywam obsadzana w podobnych rolach, nazywam je silnymi ofiarami. To kobiety, które - choć są ofiarami - potrafią walczyć, mają poczucie godności, są świadome siebie i niezależne. Pewnie jestem inna, ale tak wyglądam i dlatego jestem tak obsadzana.

Reklama

Przygotowując się do roli, czytała pani o życiu półświatka?

- Zwykle tak właśnie pracuję: czytam, zgłębiam temat. Tak było przy 1. sezonie, choć za głęboko wchodzić w ten świat nie chciałam. Pomógł mi fakt, że wiedziałam, jak Carmen będzie się zmieniać emocjonalnie, że to przede wszystkim kobieta broniąca swojej rodziny.

W 1. sezonie miała pani włosy blond. Jak się pani czuła?

- Dziwnie. Wstawałam rano, patrzyłam w lustro i wydawało mi się, że to nie ja. Dobrze, że teraz Carmen się ukrywa, musi się więc... przefarbować.

Czym jeszcze nas zaskoczy?

- Ma trudniej w życiu, będzie więc skromniej ubrana.

Nie miała pani wątpliwości, czy wcielić się w nią znowu?

- Muszę przyznać, że lubię grać w serialach. "Krew z krwi" to jednak coś innego - rodzaj zamkniętych całości. Podchodzę do roli Carmen trochę jak do roli filmowej. Pierwszą transzę robił Xawery Żuławski, teraz byli to Janek Komasa i Kasia Adamik. Każde z nich ma inny styl opowiadania i pracy. Sama jestem ciekawa, jak będą wyglądały nowe odcinki. Na pewno będą inne, ale jestem pewna, że równie dobre.

Lubi pani pracować z Jankiem Komasą?

- Jasia znam od dziecka. Jesteśmy po dużej produkcji ("Sala samobójców"), mamy do siebie zaufanie. Od tamtego filmu minęło sporo czasu i widzę w nim dużą zmianę. Wtedy robiliśmy sporo dubli. Trochę się tego obawiałam, bo mieliśmy mało czasu na zdjęcia, ale na planie zobaczyłam dojrzałego reżysera. Jasiek to profesjonalista. Pozwoliłam mu się prowadzić.


A były trudne lub... zabawne sytuacje?

- Było zimno. Nie lubię marznąć i rano wstawać, a zdarzało się, że zabierano mnie na plan o 5:00 Czasami trzeba było pracować 12 godzin, więc zdarzały się problemy z koncentracją. Na szczęście i Komasa, i Adamik są niezwykle błyskotliwi i dowcipni, toteż praca przebiegała w dobrej atmosferze.

- Zabawne sytuacje? Raz kaskader namówił mnie na kilka scen, w których sama miałam zeskoczyć z balustrady, przeskoczyć płot i zeskoczyć z daszku. Gonił mnie pan Krzysztof Ogonek. Tak się go bałam, że zrobiłam to wszystko, krzycząc do ekipy: - Zatrzymajcie Krzyśka! On jest bardzo duży. Gdy wyobraźnia ruszyła, zrobiłam wszystko bez pomocy.

W serialu jest pani mamą trójki dzieci. To młodzi aktorzy. Bywa pani dla nich przyjaciółką, nauczycielką, wsparciem?

- Ich samych należałoby o to zapytać, każde jest inne, ma inne doświadczenie w graniu. Maciek jest już absolutnie zawodowcem, Małgosia się rozwija i ma taki fajny "kolor" jako aktorka, zaś Natan, choć najmłodszy, też jest już doświadczonym dzieckiem grającym. Sami sobie świetnie radzili. Jeśli jednak zachodziła taka potrzeba, to oczywiście im pomagałam. Cała trójka potrafi jednak grać, nie próbowałam więc im matkować.

U boku Carmen pojawi się nowy mężczyzna. Gra go Bartłomiej Topa.

- Spotkaliśmy się już na planach różnych produkcji i bardzo dobrze nam się razem pracuje. Dla widzów to będzie wiarygodna para. Spotkałam się też z Izą Kuną, z którą lubię grać, z fantastyczną Romą Gąsiorowską. W ogóle pracowałam tu ze znakomitymi aktorami i to jest bardzo fajne.

Najbardziej lubi pani w pracy...?

- Jej różnorodność, a robię teraz sporo różnych rzeczy. Oprócz serialu była fabuła. Zaczęłam też próby w teatrze.

Ostatnio sporo się działo, myśli pani o jakiejś przerwie?

- Tak, zwłaszcza że na premierę czekają dwa filmy z moim udziałem, a w Teatrze Ateneum "Mary Stuart" Agaty Dudy-Gracz. Do maja będzie teatr, potem chyba na trochę zniknę, bo nie chciałabym zmęczyć sobą widzów.

Rozmawiała Anna Zasiadczyk.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy