Reklama

"Wulgarny, prostacki język". Agentka Kożuchowskiej odpowiada na krytykę

Spektakl Teatru Telewizji "Wojna, moja miłość" wzbudził duże emocje. Wzburzona pisarka Maria Nurowska wulgarnie oceniła postać Krystyny Skarbek, wykreowaną przez Małgorzatę Kożuchowską. Cytaty z jej zaskakującą, jak na człowieka kultury, wypowiedzią szybko zostały powielone w internecie.

Spektakl Teatru Telewizji "Wojna, moja miłość" wzbudził duże emocje. Wzburzona pisarka Maria Nurowska wulgarnie oceniła postać Krystyny Skarbek, wykreowaną przez Małgorzatę Kożuchowską. Cytaty z jej zaskakującą, jak na człowieka kultury, wypowiedzią szybko zostały powielone w internecie.
Małgorzata Kożuchowska w spektaklu "Wojna - moja miłość" /TVP

"Nie będziemy odnosić się do komentarza, który jest tak ordynarny. Sytuacja gdy kobieta, pisarka, podobno człowiek kultury używa w odniesieniu do czyjejś pracy tak wulgarnego, prostackiego języka to jest to oburzające. Nie zgadzamy się na taki poziom rozmowy" - powiedziała Gabriela Piekarniak, agentka Małgorzaty Kożuchowskiej

Autor sztuki Dominik Rettinger podkreślił w rozmowie PAP Life, że "Kożuchowska zagrała postać Krystyny subtelnie, z wielkim wdziękiem".

"Piękna, zmysłowa, inteligentna, pomimo beznadziejnej sytuacji i depresji przenika umysł zafascynowanego nią Gordona, z łatwością go dominuje - jak wszystkich mężczyzn, którzy mieli szczęście lub pecha ją poznać. Dlatego właśnie Krystyna była genialną agentką. W czasie tej okrutnej wojny, w wywiadzie, nie było miejsca dla słodkich, niewinnych istot - takich, jak pragną Państwo ujrzeć w Krystynie Skarbek. Prawda o bohaterach zawsze jest złożona. I nie to zmienia faktu, iż Skarbek była wspaniałą kobietą, prawdziwą bohaterką tej wojny. Rewelacyjnie przedstawiła ją Małgosia Kożuchowska, w całej gamie psychologicznych odcieni" - ocenił i pogratulował reżyserowi i całemu zespołowi aktorskiemu.

Reklama

Na zarzut Nurowskiej, że przedstawiona w spektaklu postać zachowuje się wulgarnie, Rettinger odparł: "Żaden z autorów piszących o Skarbek nie ma wątpliwości - Krystyna miała bardzo wielu kochanków. Mężczyźni szaleli na jej punkcie. Kobiety, takie jak Krystyna, zostawały kochankami i żonami królów, rządziły państwami. Tuż po wojnie okazało się, że pewien Anglik, oficer SOE, zapisał jej dom w Londynie, po czym zginął w Jugosławii. Jak państwo myślą, dlaczego to uczynił? Krystyna oddała dom żonie i córce oficera, bez wahania. Ten talent Krystyny wzbudzał, i chyba nadal wywołuje, zazdrość i niechęć u wielu kobiet".

Wojciech Nowak, reżyser przedstawienia i autor adaptacji telewizyjnej początkowo nie chciał w ogóle odpowiadać na wpis Nurowskiej, uważając, że takie rzeczy po prostu się przemilcza, jako coś niestosownego. Jednak - w związku z tym, że opinia pisarki rozniosła się po internecie - postanowił zabrać jednak głos.

Co pan sądzi o tej sytuacji?

Wojciech Nowak: - Na samym wstępnie trzeba zaznaczyć, że mając najpierw długo do czynienia z kulturą socjalistyczną, a od jakiegoś czasu zaledwie z pop kulturą, nie mieliśmy szans, żeby oswoić się z regułami polemiki w obszarze kultury śródziemnomorskiej. Dlatego łatwo przychodzi mi dyskutować z panią Nurowską.

Dlaczego postać zagrana przez Kożuchowską mogła się nie spodobać Nurowskiej?

- Reakcja Nurowskiej jest histeryczna, co rozumiem. W przedstawieniu "Wojna, moja miłość" Maria Nurowska na pewno nie zobaczyła swojej Krystyny Skarbek, miała okazję zobaczyć naszą. Nie przypisując sobie szczególnego prawa własności, zaczynamy się przychylać do sugestii, że nasze pierwszeństwo w podjęciu tego tematu może być nietaktem, jeżeli nie poważnym nadużyciem. (śmiech)

Nurowska zarzuca wam, że pokazaliście nieprawdziwy obraz ulubionej agentki Churchilla np. jeśli idzie o jej rozwiązłość.

- To prawda, że Krystyna Skarbek w naszym przedstawieniu nie poprzestaje na relacji z jednym mężczyzną. Można by ich naliczyć aż czterech (Andrzej Kowerski, Francis Cammerts-Roger, Dennis Muldowney i Albert Gordon). Sądzimy, że to z powodu tego ostatniego, który jest postacią fikcyjną, nasza Krystyna Skarbek zasłużyła zdaniem Marii Nurowskiej na miano kurwiszona. Jednak trzej pierwsi mężczyźni, realnie kiedyś istniejący (i kilku innych), przydarzyli się Krystynie Skarbek - jak nam wiadomo, nie brała od nich pieniędzy za miłość. Dlatego zamiast wulgaryzmu, użylibyśmy innego słowa. W języku psychologii znalazłoby się kilka odpowiednich terminów. Ostatecznie mogłaby być miłośnica.

A jak pan skomentuje zarzut Nurowskiej, że Krystyna Skarbek w pana przedstawieniu zachowuje się dość odważnie obyczajowo?

- To prawda, nasza Krystyna ma wymalowane pazury na czerwono, pali, pije. I telefonuje Zasięgnęliśmy opinii u kosmetyczki - nie ma niczego obciążającego w wyborze czerwonego lakieru do paznokci. Ten kolor być może charakteryzuje kobietę, ale jej nie stygmatyzuje. Także telefonowanie jest dosyć powszechną ludzką aktywnością od dawna. Zatem skorzystanie z telefonu, na przykład, kiedy będąc w Londynie, chce się porozmawiać z kimś w Bonn, nie jest przestępstwem, raczej koniecznością. Ale być może nasze przekonanie bierze się z jakiegoś szczególnego rodzaju niewiedzy. Palenie oraz picie nie są wyłącznie szkodliwe, są także grzechem - jak nam wiadomo, Krystyna Skarbek grzeszyła w tym względzie z arystokratycznym umiarem.

Maria Nurowska uważa, że wasz spektakl jest okropnym kiczem, miesza fakty, przeinacza...

- Jeżeli chodzi o zarzut pierwszy, to Rzymianie mieli nań najlepszą odpowiedź, więc de gustibus... Jeżeli natomiast idzie o fakty, to w przypadku Krystyny Skarbek jest z tym nadzwyczajny problem, bo każdy, kto miał z nią do czynienia, tworzył ich własną listę i hierarchię. Dotyczy to także kilku książek o niej, gdzie materiał faktograficzny jest co najmniej chwiejny. Poza wszystkim autor "Wojny" uczynił wprawdzie bohaterką sztuki postać historyczną, ale w ostatecznym rozrachunku zamierzył znaczenie uniwersalne, do czego odnieśliśmy z respektem.

Widzę, że odpowiada pan z dużą dozą humoru.

- No tak, bo takie słowa w ogóle nie powinny być dyskutowane w przestrzeni publicznej. Obawiam się, że Nurowska po prostu jest rozgoryczona tym, że to nie jej scenariusz stał się kanwą tej teatralnej opowieści. Czekamy niecierpliwie na hollywoodzki film, oparty na scenariuszu pani Nurowskiej, żeby ostatecznie przekonać się, jak należało opowiedzieć o Krystynie Skarbek.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy