Reklama

"Zaginiona": Gone Baby Gone

Pierwszy hollywoodzki thriller złotego dziecka brazylijskiej kinematografii Heitora Dhalii. Gdy siostra Jill (Amanda Seyfried) ginie bez śladu, zrozpaczona dziewczyna jest przekonana, że porwał ją psychopata, którego ofiarą sama padła rok wcześniej. Policja nie podziela jej obaw, więc postanawia na własną rękę zdemaskować szaleńca, który sprytnie zaciera za sobą ślady...

Zadziwiające, jak wieloznaczny może być tytuł b-klasowego produkcyjniaka. Polska ''Zaginiona'' nie oddaje wieloznaczności angielskiego ''Gone''. ''Gone'' może znaczyć też np.: ''nieobecny'', ''stracony'' lub - jak uczy wujek Google Tłumacz - ''w zaawansowanym stadium ciąży''. Pomijając ten ostatni sens, wszystkie powyższe można interpretować w kontekście filmu Heitora Dhalii.

Znaczenie nr 1: nieobecny. Nieobecne jest tutaj napięcie, niezbędne dla thrillera, o ile nie mamy do czynienia ze świadomą dekonstrukcją gatunku. Zwłaszcza, jeśli za temat twórca obiera porwania i morderstwa kobiet. Suspense nie tyle ulatnia się po jakimś czasie, co go po prostu od początku projekcji nie ma. Wątki udające dwuznaczność (czy rzeczywiście mamy do czynienia z szaleńcem znęcającym się nad swoimi ofiarami w dzikiej głuszy, czy wszystko rozgrywa się jedynie w głowie bohaterki?), od początku są tak naprawdę potwornie jednowymiarowe, coby widza nie zwodzić. A wszelkie wolty fabularne można bez większych problemów przewidzieć na długo przed ich pojawieniem się. Czy tylko dlatego, że tropy podsuwane przez reżysera są aż nadto sugestywne? Bynajmniej. Żeby rzucić na to trochę światła możemy przytoczyć...

Reklama

Znacznie nr 2: stracony. Większość z was po seansie będzie z pewnością lamentować, że stracone zostały pieniądze przeznaczone na bilet (ja nie lamentuję, bo byłem na "prasówce"). Stracić może zaufanie widza reżyser, wspólnie ze scenarzystą, którzy oryginalnością nie grzeszą. Przewidywalność filmu bierze się bowiem nie tylko z uproszczonego plotu, ale też z... kompetencji widza, który (jak przypuszczam) widział nie tylko arcydzeło, jakim jest ''Milczenie owiec'' (1991), ale też szereg mniej lub bardziej przeciętnych tytułów, oscylujących wokół podobnej tematyki (vide: ''Kolekcjoner kości'') i z identycznym dylematem głównego bohatera/-erki. (trauma z nieodległej z przeszłości, niemiłe wspomnienia z psychiatryka, policja miast nam sprzyjać, wadzi; sprawę trzeba wziąć w swoje ręce, etc.).

W ''Zaginionej'' (znaczenie według polskiego dystrybutora) nie zostawiono miejsca dla widza, który chciałby sam się czegoś domyślić, spróbować rozwiązać zagadkę wspólnie z protagonistką. Zamiast tego oglądamy twór bliźniaczo podobny do innych filmów z tego sortu. Łatwo o identyfikację: bohaterka ma flashbacki z porwania, my mamy flashbacki z pokrewnych tytułów. I nie sądzę, by był to głos tylko i wyłącznie kinofila, filmowego wyjadacza czy znawcy gatunku. Stawiam swojego włosa, jeśli wam włos choćby raz zjeży się podczas seansu. I coś mi podpowiada, że z tego zakładu wyjdę z nietkniętą grzywą.

Jeśli więc chcecie zobaczyć naprawdę świeże spojrzenie na tematykę porwań kobiet, proszę sobie ''Zaginioną'' darować i zainwestować w DVD z ''Megan is Missing'' (2011) Michaela Goi (w polskich kinach nikt się tego nie odważy pokazać). Tutaj bym się o czuprynę nie zakładał, bo zwyczajnie... wyszedłbym na łyso.

3/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Zaginiona", reż. Heitor Dhalia, USA 2012, dystrybutor Kino Świat International, premiera kinowa: 30 marca 2012 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zaginione
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy