Reklama

Zabrakło ryzyka

"Buddenbrookowie. Dzieje upadku rodziny" ("Buddenbrooks: The Decline of a Family"), reż. Heinrich Breloer, Niemcy 2008, dystrybutor Gutek Film, premiera polska 20 sierpnia 2010 roku.

Nareszcie, po niemal dwóch latach od światowej premiery, do polskich kin trafia wystawna ekranizacja nagrodzonej Noblem powieści Tomasza Manna "Buddenbrookowie. Dzieje upadku rodziny". Film Heinricha Breloera jest największą niemiecką produkcją od czasów legendarnego "Okrętu".

Nie jest to pierwsza w historii niemieckiej kinematografii adaptacja znakomitej powieści Manna, lecz z pewnością przypadnie jej miano ekranizacji najkosztowniejszej i najbardziej udanej (konkurencja jest jednak dość mizerna). Budżet "Buddenbrooków" wyniósł niebagatelne, jak na europejskie warunki, 23 miliony dolarów. Na szczęście dla twórców filmu, pieniądze zostały dobrze zainwestowane - zwłaszcza w niezwykłą scenografię, wspaniale oddającą wygląd najważniejszych punktów handlowych dziewiętnastowiecznych Niemiec (Lubeka, Hamburg, Monachium).

Reklama

"Buddenbrookowie" to historia rozpadu rodziny lubeckich kupców i upadku ich - przez dekady świetnie prosperującej - firmy. Senior rodu konsul Jean wpaja swoim dzieciom "wartości", którymi od wieków kierowali się członkowie rodu - najważniejszy jest "obowiązek" rozumiany jako lojalność wobec pracy, dającej korzyści materialne. W świecie Buddenbrooków nawet związek małżeński jest zaplanowaną inwestycją, mającą fazy negocjacji (kwestia posagu) i dobicia targu (ślub). W ten sposób piękna Tony musi poświęcić się dla dobra rodziny (a raczej firmy). Thomas jest lustrzanym odbiciem krótkowzrocznego ojca, także na pierwszym miejscu stawia pracę i zysk, przez co nie pozwoli rozwinąć skrzydeł swojemu wrażliwemu synkowi, pragnącemu poświęcić życie sztuce.

Breloer z wyczuciem buduje psychologiczne więzi pomiędzy bohaterami. Zwłaszcza konflikt braci jest tu doskonale sportretowany - egoistyczny Thomas nie potrafi zrozumieć buntu przeciwko wartościom rodziny i firmy, jaki manifestuje hulackim, nieodpowiedzialnym zachowaniem Christian. Niezwykle interesujący jest również wątek Tony, niemogącej odnaleźć szczęścia w rządzonym przez mężczyzn (i ich interesy) świecie. Jednak bez wątpienia najciekawsza jest postać konsula (kolejna wybitna kreacja Armina Muellera-Stahla), który ukresu życia zaczyna rozumieć pułapki systemu wartości, jaki stawiał ponad dobro swojej rodziny.

Wielowątkowy i bardzo obszerny materiał literacki stanowi nie lada wyzwanie dla każdego filmowca. Niejeden scenarzysta wyłożył się, próbując adaptować dzieła Tomasza Manna (chlubnymi wyjątkami są "Śmierć w Wenecji" Luchino Viscontiego i "Lotta w Weimarze" Egona Gunthera). Breloer nie zamierzał eksperymentować i obrał najbezpieczniejszą z możliwych dróg, przedstawiając dzieje rodziny Buddenbrooków w sposób bardzo klasyczny: ekranowe wydarzenia ułożone są w porządku chronologicznym, wiele sekwencji ma charakter teatralnego spektaklu, zaś tempo narracji jest niespieszne i raczej pozbawione dramaturgicznych popisów.

Pod względem tematyki film może nasuwać na myśl "Ziemię obiecaną" bądź arcydzieła Viscontiego. Adaptacja powieści Manna pozbawiona jest drapieżności i sugestywności filmu Wajdy oraz dekadenckiej atmosfery na przykład "Zmierzchu bogów". Niektórzy filmowi koneserzy mogą być rozczarowani poprawnym do bólu zinterpretowaniem Mannowskiego arcydzieła. Zabrakło bowiem wyrazistości, lepszego wyczucia dramaturgii i być może odrobiny ryzyka. "Buddebrookowie" to kino na wysokim poziomie - znakomicie zagrane, perfekcyjne wizualnie - lecz trudno je określić filmem wybitnym.

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: firmy | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy