"Za wcześnie": Harlemski koniec lata [recenzja]

Kadr z filmu "Za wcześnie" /materiały prasowe

Ayanna (Zora Howard; tu także w roli współscenarzystki) oraz nieco od niej starszy Isaiah (Joshua Boone) wplątują się w słodko-gorzki romans, którego przebieg przypomina serię wzlotów i upadków: od długich i szczerych rozmów podczas spacerów, przez seksualne uniesienia, portretowane bardzo bezpośrednio, aż po decyzje tragiczne w skutkach, oddalające protagonistów od siebie. Całe spektrum wrażeń. Reżyser Rashaad Ernesto Green zrealizował obraz autentyczny i bezpretensjonalny, co nie oznacza bynajmniej, że wolny od wad, zwłaszcza w ostatnim, szalenie melodramatycznym akcie.

Główna bohaterka, czarnoskóra nastolatka z Harlemu, właśnie skończyła liceum. Jesienią wybiera się na ulokowany w Lewisburgu w stanie Pensylwania, a więc trzy godziny jazdy samochodem z Nowego Jorku, Uniwersytet Bucknella, by tam, na wydziale sztuk wyzwolonych, studiować kreatywne pisanie. Ayanna jest poetką. Jej romantyczne wiersze, w których wyrażają się ukryte pragnienia, tęsknota i nostalgia, słychać, gdy dziewczyna spokojnym głosem czyta je ponad kadrem, budując intymną nić porozumienia pomiędzy nią a widzem. Twórczość ta przeznaczona jest tylko dla uszu odbiorcy. Dostępu do notesu nie ma nawet jej chłopak. Czyżby aż tak wstydziła się swoich myśli? Jego nie powinno to bynajmniej dziwić. Isaiah sam jest artystą, choć pewnie nigdy tak o sobie nie powie. Uważa się za dużo gorszego od swego zmarłego ojca, który potrafił zagrać wszystko. "Melodia stawała się jego" - mówi bohater w sposób taki, jakby nie wierzył we własny talent; jakby sam nie był zdolny do muzykowania na tak wysokim poziomie.

"Za wcześnie" to film o dojrzewaniu, niby doskonale znany, a jednak jakiś inny. Ekranowy romans pomiędzy czarnoskórymi młodymi ludźmi wciąż nie należy do szczególnie popularnych i rozpowszechnionych motywów w obrębie głównego nurtu, a do polskiej dystrybucji nie trafia najczęściej wcale (jednym z wyjątków jest twórczość Barry’ego Jenkinsa, autora "Moonlight" i "Gdyby ulica Beale umiała mówić").

Reklama

Green, wychodząc naprzeciw uprzedzeniom, zabiera widza w miejsca, zdawać by się mogło, dotąd anonimowe, obce wręcz. I to nie tak, że Harlem nie pojawiał się nigdy wcześniej w kinie - reżyser odkrywa go na nowo, czyniąc z nowojorskiej dzielnicy jednego z bohaterów utworu i wydobywając jej temperament. Park przy rzece Hudson czy północna część Central Parku - tam, gdzie nie ma ani zoo, ani turystów oddających hołd Johnowi Lennonowi na "Truskawkowym Polu" - sprawiają wrażenie lokacji z innego porządku. To nie jest "Wielkie Jabłko" z pocztówki, choć przecież równie piękne.

Nowojorski naturalizm koresponduje z atmosferą zbliżającego się końca wakacji. Jeszcze można się poszwendać po okolicy czy poprzyglądać się chłopakom grającym w koszykówkę na jednym z wielu osiedlowych boisk. Wciąż można pójść ze znajomymi do ciasnej knajpki na niezdrowe jedzenie i wysokokaloryczny napój. Na razie jest bezpiecznie, ale wszystko może się zmienić wraz z pierwszym jesiennym liściem na drzewie.

Całość skupia się na kameralnej relacji głównych bohaterów, jedynie awizując pozostałe wątki, jak choćby ten związany z matką Ayanny, co rusz umawiającą się z innym facetem, czy też z jej przyjaciółkami, stale narzekającymi i plotkującymi pod gołym niebem. W podobny sposób - nie tyle po macoszemu, co na marginesie - reżyser traktuje zagadnienia rasowe, zwłaszcza w jednej, prowokującej do myślenia scenie rozmowy o tym, jakie niebezpieczeństwa czyhają na Afroamerykanów, i co w związku z tym czują czarne kobiety, a co czarni mężczyźni. Green stara się uchwycić fakt, że miłość to temat czysto ludzki, zależny wyłącznie od wrażliwości poszczególnych jednostek, stan nierozróżniający kolorów skóry, płci czy wyznania.

"Za wcześnie" to kino łączące cechy swoich postaci - zarazem liryczne i jazzowe; to momentami rozerotyzowana i niespieszna impresja. Niemałym więc zgrzytem w tej sytuacji jest fakt, iż ostatnia część przeradza się w nastoletni dramat niweczący wcześniejsze starania twórcy. Narracja robi się stereotypowa, pojawiają się typowe problemy, co wcale nie byłoby zarzutem, gdyby nie ich kliszowa prezentacja. Energia gdzieś ulatuje. Może to kwestia nadchodzącej jesieni, podczas której, niezależnie od obrotu spraw, i tak będzie można rozsmakowywać się we wspomnieniach o magicznym i upojnym lecie, ale to jednak dość przykre i zaskakujące, że aż tak diametralnie zmienia się ton tego filmu.

6/10

"Za wcześnie" (Premature), reż. Rashaad Ernesto Green, USA 2019, dystrybutor: Mayfly, premiera kinowa: 23 października 2020 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy