Reklama

Wszystko zostaje w rodzinie

"Między nami", reż. Rajko Grlić, Chorwacja, Serbia, Słowenia 2010, dystrybutor Vivarto, premiera kinowa 18 marca 2011 roku.

W szpitalu umiera 80-letni malarz. Znany z kobiecych aktów i licznych romansów. Jego dwaj synowie, zapijając smutki w pracowni ojca, z zazdrością wspominają jego erotycznie bujne życie. Niedaleko jednak pada jabłko od jabłoni, a na końcu i tak okazuje się, że wszystko zostaje w rodzinie. Przynajmniej w najnowszym filmie Rajko Grlicia "Między nami".

Choć opowieść o zdradach, miłościach i małżeńskich kłótniach rozgrywa się we współczesnym Zagrzebiu, równie dobrze mogłaby toczyć się w każdym innym mieście. W chorwackiej mieszance komedii i dramatu nie o charakter narodowy chodzi, a i historia pojawia się przypadkowo (amerykańskie studia Nicoli w czasie wojny), a raczej o mieszczańsko - małżeńską nudę, zwaną niekiedy stabilizacją. Nicola zdradza Anamariję, Marta Braco, Braco Martę, a i Anamarija świętą nie jest, choć w błogosławionym stanie. I bynajmniej nie dzięki mężowi.

Reklama

Po drodze są młode studentki i ładna aptekarka, dająca Nicoli weekendowe poczucie rodzinnej stabilizacji - z pewnością nie nudne, bo tylko chwilowe, od czasu do czasu i z nutką adrenaliny gratis, jaką wywołuje świadomość ukrywanej wieloletniej zdrady. Gdzieś z boku tej maskarady są jeszcze dzieci, zbuntowane nastolatki, niewinne niemowlaki i nieświadome sytuacji kilkulatki. W przyszłości pewnie następcy swoich rodziców w uczuciowo-erotycznej szopce, toczonej, jak przekonuje twórca, od zawsze i w każdym miejscu na świecie.

"Wszystko w porządku", nagrodzony w Karlowych Warach, to film przyjemny. Grlić umiejętnie konstruuje swoich bohaterów, którzy wzbudzają przede wszystkim współczucie, gubiąc się w kłębowisku własnych oczekiwań i niedookreślonych pragnień zderzonych z codziennością. Ich desperackie poczynania czasem śmieszą, częściej wzbudzają współczucie. Swoją opowieść reżyser konstruuje, splatając ze sobą kolejne historie bohaterów, których łączą nie tylko koneksje rodzinne. Każdemu poświęca kolejny rozdział. Siłą filmu z pewnością są aktorzy, zwłaszcza Miki Manojlović w roli starzejącego się Casanovy.

Garlić, w wywiadach przy okazji swojego najnowszego filmu, odwoływał się często do socjologicznych i psychologicznych badań, które sugerują, że nasze zdrady to wyraz buntu, ale i naturalnego instynktu seksualnego. To zafrapowało reżysera na tyle, że postanowił napisać scenariusz. Zdrada ma funkcjonować jako siła kreacyjna i twórcza, czego symbolem wydaje się ojciec Nicola i Braco.

Tyle że dla braci i ich bliskich przelotne romanse dają chwilowe poczucie młodości, a zamiast kreacji jest destrukcja i chaos, paradoksalnie zakończony powrotem w domowe pielesze. Nie udało się Grliciowi ominąć pułapek stereotypów: panowie w kryzysie wieku średniego, dla których młodsze kochanki to dowód, że nie są tacy starzy i jeszcze mogą wiele; długość przyrodzenia kochanka żony to najboleśniejsza i najistotniejsza kwestia; są i mieszczańskie żony, które kradną, byle tylko utrzymać przy sobie sporo młodszego chłopaka lub decydują się na in vitro, bo zegar biologiczny tyka, a dziecko wypełni pustkę samotnego życia zdradzanej pani domu. Może i jest w nas potrzeba zdrady, ale nie ucieczki, bo na końcu i tak działa przywiązanie oraz potrzeba spokoju zapewnianego przez to, co znane i kochane.

W gruncie rzeczy to właśnie w poruszającym, w pewnej mierze, tragizmie postaci "Między nami" leży ziarno prawdy. To właśnie w momentach granicznych, kryzysowych, prowadzących do ich desperackich decyzji, zdzierane są maski przywdziewane na czas odgrywanej erotycznej szopki. Owa szamotanina bowiem to w swej istocie nie tylko chęć odmiany, ale i potrzeba drugiego człowieka. Nic odkrywczego, owszem, ale i tak dobrze sprawdza się na ekranie.

5/10

Jeśli chcesz obejrzeć film "Między nami", sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Między nami
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy