Reklama

"Wszystko płynie": Rzeka tajemnic

W niezależnym paradokumentalnym filmie "Wszystko płynie" niemal bez przerwy poruszamy się z biegiem Wisły, ale towarzyszy nam niedoparte wrażenie, że czas stoi w miejscu. Zatrzymał się dla ludzi, miejsc, zapomnianych chwil, niedotrzymanych obietnic i życiowych rozbitków.

Dwóch młodych filmowców bohaterem swojego filmu uczyniło Wisłę. Ten obraz to filmowy portret jednej z rzek o najbardziej nieregularnej linii brzegowej w Europie. Podążając wraz za głównym bohaterem poznajemy życie i świat skupione wokół wody. Raz to świadectwo zaniedbania człowieka - porzucone budynki, fabryki, industrialne przestrzenie - innym razem bajkowa, niemal dziewicza kraina, w której króluje przyroda.

Momentami czujemy jakbyśmy oglądali zapis wyprawy badawczej na nieznanym lądzie, eksplorowanie świata, który przetrwał bez ingerencji człowieka. A przecież to świat nie tak daleki, nie tak odległy nam, cywilizacji miejskiej, naszym uporządkowanym życiorysom. Gdzieś spełnia się tu potrzeba, która raz na jakiś czas dotyka chyba każdego z nas, marzenie, by rzucić wszystko i popłynąć z nurtem, poddać się jakiemuś porządkowi, sile niezależnej od nas.

Reklama

Ale "Wszystko płynie" to jak każde kino drogi, wyprawa w głąb siebie, zapis poszukiwań, próba znalezienia odpowiedzi, sensów. Jednak żadne konkretne pytania i wątpliwości nie padają, możemy jedynie domyślać się przeżyć mężczyzny, który wyruszył na tę wyprawę. Nie bez powodu nosi damski pierścionek na małym palcu - dowód zerwanej obietnicy? - nie bez powodu w pewnym momencie ten pierścionek wyrzuci, ale za chwilę podniesie go, bo to przecież nie wina pierścionka, że stał się bezpański.

W nielicznych momentach bohater spotyka ludzi. Pełnych zapału ratowników, którzy pomagają mu naprawić silnik w łodzi, dwóch przypadkowych mężczyzn, z którymi dzieli się ogniem i wypala papierosa, rybaka, któremu płoszy ryby. Te chwile niewiele wnoszą do historii, jeszcze bardziej utwierdzają nas w przekonaniu, że świadoma izolacja, na jaką zdecydował się mężczyzna, tylko ta samotna podróż, którą z premedytacją wybrał, może go uleczyć, pomóc mu przepracować trudne doświadczenia.

Paradokument to trudna forma wypowiedzi. Elementy kreacji i ingerencji wprowadzone w zastany świat często osłabiają jego wymowę. Trzeba precyzji i świadomości - po co korzystamy z pewnych rozwiązań i inscenizacji, co chcemy uzyskać. Rozumiem, że autorzy przestraszyli się, że ich bohater nie może tylko płynąć, to za mało, dlatego sprowokowali kilka jego spotkań i rozmów. Oglądając "Wszystko płynie", choć niemal instynktownie poddajemy się nurtowi tajemniczej rzeki, równie szybko wpływamy na psychologiczne mielizny, bo wyczuwamy fałsz zainscenizowanych zdarzeń. One są niepotrzebne. Wystarczyłaby ta łódka, małomówność bohatera, jego samotna ekspedycja. Wtedy też sportretowana rzeka mogłaby stać się czymś więcej, metaforą życia, nieznanego, ale silnego prądu i kierunku, w jakim często po prostu nas znosi. Myślę że autorzy mieli aspiracje na więcej, na stworzenie pewnej paraleli. A tak, choć powstał ciekawy i fascynujący filmowy hołd dla Wisły, jest on nieco jednowymiarowy - przyroda jest tu sobą, broni się w swej brzydocie, albo surowym pięknie. Człowiek próbuje grać, traci przez to na wiarygodności. Warto jednak zobaczyć "Wszystko płynie" - dla obrazów, muzyki, świata, który istnieje już tylko gdzieś w odmętach niepamięci.

6/10

---------------------------------------------------------------------------------------

"Wszystko płynie", reż. Piotr Ivan Ivanov, Krzysztof Dziomdziora, Polska 2011, dystrybutor Imago Film, premiera kinowa 4 kwietnia 2012 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy