Reklama

Wampiry i kretyni

"Wampiry i świry", reż. Jason Friedberg, Aaron Seltzer, USA 2010, dystrybutor: Imperial-Cinempix, premiera kinowa: 29 października 2010

Parodiowanie "Zmierzchu" to zarazem wyważanie otwartych drzwi i kopanie leżącego. W bijącej rekordy popularności wampirzej sadze nie trzeba doszukiwać się ukrytych pokładów absurdu - one są widoczne gołym okiem i wylewają się z ekranu hektolitrami. Jak można więc ośmieszyć coś tak ostentacyjnie złego i głupiego?

Nie można, ale Jason Friedberg i Aaron Seltzer - twórcy dziełek pokroju "Poznaj moich Spartan" czy "Wielkie kino" - mimo to postanowili wziąć się za bary z największym kuriozum współczesnej popkultury. Ich "Wampiry i świry" zamiast jakimś sposobem rozbroić tę naładowaną purytańskim kiczem bombę, każą widzom raz jeszcze przeżyć związaną z seansem "Zmierzchu" traumę.

Reklama

Robią to na szczęście tylko połowicznie; w końcu ta seria ustawiła niezwykle wysoko poprzeczkę tandety. Jenn Proske - odtwarzająca rolę nastolatki imieniem Becca, która zakochuje się w upudrowanym na biało wampirze - nieustannie krzywi się i wytrzeszcza oczy, ale jej grymasy nie potrafią dorównać wyrazowi cielęcej głupoty, malującej się na twarzy Kristen Stewart. Matt Lanter w roli romantycznego krwiopijcy Edwarda nie potrafi natomiast sięgnąć tych rejestrów groteski co kwadratowy i oślizgły Robert Pattison. Jedynie nadmiernie efekciarskie sceny walk są tutaj równie śmieszne jak te w oryginalnym "Zmierzchu".

Cała parodia ogranicza się "Wampirach i świrach" do prostego mechanizmu: twórcy kopiują wybraną scenę ujęcie po ujęciu, a potem puentują ją czymś, co uważają za zabawne, np. niespodziewanym pierdnięciem. Edward mówi swojej ukochanej, że nie pozwoli, aby stała jej się krzywda; nagle jednak na głowę dziewczyny spada deszcz cegieł, a ten zakłopotany dodaje: "Zaczynając od teraz". I tak przez całe osiemdziesiąt minut trwania filmu. Intertekstualność zmienia się rękach Friedberga i Seltzera w prymitywne pasożytnictwo, a ich poczucie humoru pozwala podejrzewać, że w prywatnym życiu niewiele różnią się od Beavisa i Butt-heada, wciąż pochrząkującej pary kretynów z kultowego serialu animowanego..

Na koniec muszę wyznać, że pisanie powyższej recenzji stanowi dla mnie w pewnym stopniu akt hipokryzji. Ten przeznaczony do przeżucia i wyplucia hamburger nie jest wart regulaminowych dwóch tysięcy znaków; nie jest nawet wart tego, żeby stracić pięć minut na czytanie poświęconego mu tekstu. Dlatego chciałbym zaproponować Wam pewien układ. Nie idźcie do kina. Ja już to zrobiłem, wziąłem na siebie grzechy Friedberga i Seltzera, napisałem recenzję, a za jakiś miesiąc dostanę za nią wypłatę. Niech to jednak nie będzie sztuka dla sztuki. Nie popełniajcie tego błędu i nie idźcie do kina. Ja dzięki wierszówce zapłacę rachunki, a Wy oszczędzicie czas i pieniądze. Umowa stoi?

1/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: aaron | wampir
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy