"Ułaskawienie" [recenzja]: O moich dziadkach

Jan Jankowski i Grażyna Błęcka-Kolska w scenie z "Ułaskawienia" /materiały prasowe

Inspiracją dla najnowszego filmu Jana Jakuba Kolskiego była historia dziadków reżysera. Chociaż "Ułaskawienie" rozpoczyna się wycinkami z domowej filmoteki bohaterów, przedstawiających ich charakter i przywary, a wszystko komentuje ich siedemnastoletni wnuk, nie będzie to ciepła i nostalgiczna historia o dziejach rodziny.

Polska chwilę po zakończeniu drugiej wojny światowej. Wacław Szewczyk, ukrywający się żołnierz Armii Krajowej, zostaje zamordowany. Bezpieka nie odpuszcza mu nawet po śmierci - jego grób jest co chwilę rozkopywany pod pretekstem weryfikacji tożsamości. Chcący w końcu pożegnać syna rodzice zabitego, Hanna (Grażyna Błęcka-Kolska) i Jakub (Jan Jankowski), wykopują jego ciało i wyruszają pochować je w oddalonej o 500 kilometrów Kalwarii Pacławskiej.

Ramą dla opowiadanej przez Kolskiego historii są wspomnienia siedemnastoletniego wnuka Szewczyków, prezentowanych za pomocą nagrań rodzinnych. Nawias ten nie wychodzi filmowi na dobre. Utrzymany jest w raczej wesołej tonacji, przywołującej na myśl realizm magiczny znany z najgłośniejszych dzieł reżysera - tych z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Przejście od zbioru anegdot do dramatu Szewczyków sprawia wrażenie nagłej zmiany kanału na inny film. Jeszcze gorzej wypada zakończenie, znów przybierające formę wspominkowej sekwencji montażowej, to kończącej niektóre wątki, to ukazujące losy nieobecnego w żaden sposób od pierwszych minut filmu wnuka.

Reklama

Co najgorsze, Kolski zupełnie nie korzysta z formuły kina drogi. Szewczykowie przemierzają powojenną Polskę, odhaczając kolejne obowiązkowe punkty: zostają napadnięci przez zdehumanizowanych radzieckich żołnierzy, Jakub spotyka dawnego znajomego z wojska (teraz służącego Polsce Ludowej), w końcu na ich drodze staje stereotypowy "dobry Niemiec" - za odrobinę empatii odwdzięczający się totalnym oddaniem. Chociaż dwójką bohaterów targają sprzeczne emocje, a żałobę każde z nich przechodzi na swój sposób, podczas podróży nie dochodzi w nich do żadnej zmiany. Ze swoją tragedią konfrontują się dopiero w kończącej film sklejce montażowej - ale tam nie ma ona czasu wybrzmieć.

Ocenę "Ułaskawienia" podnoszą aktorzy: stoicki Jankowski (którego w kinie oglądamy o wiele za rzadko) oraz, przede wszystkim, Błęcka-Kolska jako Hanna - separująca się od świata i niechętnie okazująca uczucia, od których wewnętrznie kipi. Owa kreacja słusznie przyniosła jej nagrodę podczas festiwalu w Gdyni - chociaż wszyscy przypuszczali, że powędruje ona do Joanny Kulig za "Zimną wojnę". Dzięki aktorom widz wierzy w dynamikę między Szewczykami - polegającej w dużej mierze na przyzwyczajeniu, pełną starych i nowych pretensji. Szkoda, że zwieńczenie drogi tych postaci jest tak niesatysfakcjonujące.

Ostatecznie "Ułaskawienie" - chociaż dla twórcy dzieło bardzo osobiste - okazuje się filmem nieudanym i pozbawionym jasnego kierunku. Kolski opowiada historię postaci w krótkich scenkach na początku i końcu, z komentarzem wnuka z offu, a środek filmu wypełnia tułaczką i często nic niewnoszącymi kliszami. Te są zbędne, bo największą wartością są tutaj główni bohaterowie i interakcje między nimi. I właśnie dla nich warto obejrzeć film Kolskiego, mimo jego słabości.

5/10

"Ułaskawienie", reż. Jan Jakub Kolski, Polska, Czechy 2018, dystrybutor: Velvet Spoon, premiera kinowa: 22 lutego 2019 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ułaskawienie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama