Reklama

Ty i oni i wszyscy, którzy nie wierzą

"Inkarnacja" ("Shelter"), reż. Björn Stein, Mans Marlind, USA 2010, dystrybutor Kino Świat, premiera kinowa 23 września 2011 roku.

Filmy o syndromie mnogiej osobowości święciły triumfy w latach pięćdziesiątych XX wieku. "Trzy oblicza Ewy" Nunnally Johnsona z 1957 roku, film opowiadający o bohaterce zmagającej się z alternatywnymi wersjami samej siebie, miał na celu ukazanie ewolucji wizerunku ówczesnej kobiety. Horrory z lat trzydziestych ("Doktor Jekyll i Pan Hyde") ujawniały mroczną stronę ludzkiego charakteru i cukierkowego świata, promowanego przez hollywoodzkich twórców. W "Inkarnacji" Björna Steina i Mansa Marlinda także nie brakuje odniesień do problemów, z którymi boryka się współczesny człowiek.

Reklama

Björn Stein i Mans Marlind mieli bardzo ciekawy pomysł na scenariusz, zainteresowali nim jedną z wybitnie uzdolnionych aktorek, po czym zrealizowali średniej jakości horror, który magnetyzuje na początku, rozczarowuje na koniec.

Szwedzcy twórcy opowiadają historię utalentowanej pani psycholog, Cary Harding (Julianne Moore), która przejmuje po ojcu leczenie niecodziennego pacjenta - Adama (Jonathan Rhys Meyers). W ciele dwudziestopięcioletniego chłopaka czai się kilka osobowości, które naprzemiennie obejmują nad nim kontrolę. Zdaje się, że Cara szybko dociera do sedna sprawy i bada jej przyczynę, ale finalnie stawia błędną diagnozę. Dramat psychologiczny zamienia się wówczas w nieco banalny horror o czarnej magii i zemście zza grobu.

Twórcy filmu sprawnie wprawiają w ruch machinę wydarzeń typowych dla gatunku, w którego ramy wpisują historię. Stopniowo odsłaniają mroczne sekrety tajemniczej postaci i wplątują w nie pozostałych bohaterów filmu. Potęgują napięcie, zabierają widzów do mrocznego lasu, na ostrzu noża stawiają losy rodziny. Pani doktor przypada w udziale stoczenie potyczki ze złem i akceptacja faktu, że szatan nieustępliwie walczy z Bogiem o władzę nad ludzką duszą. Najbardziej zagrożeni są więc ci, którzy stracili wiarę. Kiedy zaczynamy zdawać sobie z tego sprawę, film szwedzkich twórców przeradza się w moralizujący esej na temat kondycji współczesnego człowieka.

Brzmi to nieco pompatycznie, trudno jednak uciec od takich skojarzeń, kiedy kluczowymi aspektami fabuły jest płynna tożsamość, rozbita rodzina, samotna, ale odnosząca zawodowe sukcesy matka i jej córka - młodziutka, zaciekła ateistka. Reżyserzy serwują nam dramatyczny spektakl luźno oparty na socjologicznym portrecie wielkomiejskiego społeczeństwa. Na tych, którzy wybierają anty-wartości negujące tradycyjną moralność, czeka kara. Ci, którzy egoistycznie wpatrują się w siebie, zamiast zobaczyć drugiego człowieka, zwykle źle oceniają sytuację i wpadają w wir tragicznych wydarzeń.

Zdaje się, że Björn Stein i Mans Marlind odwołali się nie tylko do klasyki gatunku, ale i tradycji pouczania z ekranu. Ulegali jej dawniej twórcy, którzy starali się spełnić swój wychowawczy obowiązek względem widzów, zamiast wykorzystać okazję, by wytrącić ich ze schematycznego postrzegania rzeczywistości.

5/10


Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Inkarnacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy