Reklama

"To tylko wiatr": Nie uciekaj, już za późno

"To tylko wiatr", laureat Srebrnego Niedźwiedzia na zeszłorocznym Berlinale i oficjalny węgierski kandydat do Oscara, to fikcyjna opowieść inspirowana brutalnymi atakami na cygańskie rodziny, które przed czterema laty miały miejsce na Węgrzech.

Jest upalne lato. Ciała są spocone, podłogi zawalone śmieciami. W powietrzu unosi się duszny smród i dławiący strach. Akcja filmu Benedeka Fliegaufa toczy się od świtu do zmierzchu. Klasyczna zasada trzech jedności jest zachowana. Węgierski twórca dba też o decorum - naturalizm obrazu równa się realizmowi przeżycia. Od pierwszych do ostatnich scen filmu reżyser prowadzi nas śladami trójki bohaterów - matki i ich dwojga dzieci. Każdy z nich już słyszał, że romska rodzina z sąsiedztwa została bestialsko zamordowana przez nieznanych sprawców. Chodzą też słuchy, że zależało im na przekazaniu lokalnej społeczności określonej wiadomości, ale puściły im hamulce i teraz wygląda to na zwykły rasizm. Czy cygańskie rodziny urastają do rangi współczesnych ofiar Ku Klux Klanu, a nietolerancja wciąż jest w cenie?

Reklama

Narracja węgierskiego filmu prowadzona jest równolegle w trzech wątkach. Podążamy trzema ścieżkami nie dlatego, że reżyser nie mógł się zdecydować, jaką iść drogą, ale by objąć wzrokiem cały teren. Śledzimy matkę, która pracuje na dwie zmiany, żeby zarobić pieniądze na wyjazd do Kanady; chłopca cały dzień spędzającego na zbieraniu złomu w lesie i nastoletnią dziewczynkę najpierw nudzącą się w szkole, a potem snującą po okolicy. Rodzina nie trzyma się razem? Paradoksalnie wydaje się, że w rozproszeniu każdy z jej członków ma większe szanse na przetrwanie. Fliegauf zdaje się tym samym podkreślać, że nawet małe grupy etniczne są postrzegane jako zagrożenie dla większych spójności. Zwyrodniali nacjonaliści traktują je jak infekujące społeczność pasożyty. Dramaturgia filmu "To tylko wiatr" sprawia, że w trakcie seansu nie można więc pozbyć się wrażenia, iż na śmierć kolejnych skazańców wystarczy poczekać, bo przyjdzie - niczym punkt kulminacyjny dobrze skonstruowanej historii.

To, co robią bohaterowie, szybko przestaje się liczyć, jak wszystkie rutynowe czynności, które wykonuje się codziennie. Zmianę w ich życiu przynosi tylko drażniące poczucie, że coś złego autentycznie może się stać. Anna (Gyongyi Lendvai) już w drodze do szkoły zostaje zapytana, czy nie widziała w okolicy nikogo obcego. To ona przyjmie później rolę zaniepokojonego obserwatora i będzie oglądała w internecie rentgenowskie zdjęcia czaszki przeszytej śrutem. Rio (Lajos Sarkany), spędzający dzień na wagarach w lesie, jako jedyny zauważy przejeżdżający polną drogą samochód, współczesną czarną wołgę. Postanowi się ukryć. Matka, sprzątaczka Mari (Katalin Toldi), zaniepokojona wydarzeniami z sąsiedztwa, będzie tylko głośniej i bardziej zdecydowanie mówić o planowanym od roku wyjeździe do Toronto. Nerwowa obserwacja jej córki i uwalniana przez jej syna agresja będą jednak powodowały stopniowy wzrost napięcia.

Czy cokolwiek będzie mogło je rozładować? Nocna cisza, w której słychać tylko wiatr? A może krwawa zbrodnia, która nie zostawi ani odrobiny wątpliwości na temat tego, że nad przeznaczeniem tych ludzi nie czuwa boska łaska? Które z tych rozwiązań przyniosłoby katharsis? Chyba żadne. Węgierski kandydat do Oscara to film zarazem subtelny, ale i piekielnie mocny. Jeśli ogląda się go z zaciśniętymi ustami, długo po seansie nie sposób wypowiedzieć żadnego słowa.

8/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"To tylko wiatr", reż. Benedek Fliegauf, Węgry 2012, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 7 grudnia 2012

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: "Wiatr"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy