"The Walk. Sięgając chmur" [recenzja]: Nie ma ryzyka, nie ma zabawy

Joseph Gordon-Levitt w filmie "The Walk. Sięgając chmur" /materiały prasowe

"The Walk. Sięgając chmur" zaczyna się jak interesująca wariacja na temat przeszłości. Oto marzyciel z Europy dostrzega szansę na rozwinięcie skrzydeł w Stanach Zjednoczonych. Przechadzając się na linie rozciągniętej pomiędzy bliźniaczymi wieżami World Trade Center, chce zapisać się na zawsze na kartach historii.

Wątpliwości co do tego, czy zamierzenie się powiedzie, może mieć jedynie ten, kto nie zna biografii Philippe’a Petita, prototypa ekranowej historii, a przynajmniej jej najważniejszego wycinka z 1974 roku. Trzeba przyznać Robertowi Zemeckisowi, że stara się, jak może, by odejść od klasycznego odtwarzania dziejowej historii. Jak na twórcę trylogii "Powrót do przyszłości" przystało, próbuje opowieść odrealnić i ubarwić. Problem w tym, że nie popycha jej w stronę spektakularności ani fantastyki, tylko zapalczywej i egotycznej narracji głównego bohatera o sobie samym.

Reklama

Linoskoczka gra tu Joseph Gordon-Levitt, który traci swój szczeniący urok na rzecz zadufania i zbytniej pewności siebie. Co rusz pojawia się w kadrze, mówiąc do kamery bałwochwalcze kwestie o tym, jak to w wieku lat kilku przeszedł przez linę uwieszoną między drzewami, a jako nieugięty nastolatek odważył się na podobny wyczyn między słupami w cyrku. Nie trzeba dodawać, że lina, po której przeszedł na wysokości, pozbawiona była zabezpieczeń. Zemeckisowski Philippe nie liczy się z otoczeniem ani konsekwencjami swojej manii. Odkąd tylko zamarzył sobie spacer w chmurach między nowojorskimi wieżami, które wtedy, w latach 70. XX wieku dopiero się budują, sens straciło dla niego wszystko inne: szczęście w związku, dobro przyjaciół, a nawet życie i zdrowie.

Bohatera nie tyle trudno zrozumieć, co po prostu trudno znieść. Jego determinacja, o której rozprawia jak o chorobie - niczym w gorączce, w szale, w malignie - nie tyle nie przekonuje, co irytuje. W pewnym momencie ma się ochotę wytargać go za uszy i przemówić do rozsądku. Nie jest już przecież małym chłopcem. Zemeckis jest jednak w stosunku do niego wyjątkowo wyrozumiały. Pozwalając mu na przemian snuć i realizować fantazje, przypomina o potędze i chwale Ameryki, w której nie ma rzeczy niemożliwych.

Historię Petita znamy z intrygującego dokumentu "Człowiek na linie" Jamesa Marsha, krytycznego, podającego w wątpliwość sens działań bohatera, przy jednoczesnym szacunku dla jego opętania realizacją marzeń. W tamtym, nominowanym do Oscara filmie linoskoczek ważył każdy krok na linie ze świadomością, jak może zakończyć się jeden tylko fałszywy ruch. U Zemeckisa Philippe pajacuje jak rozpuszczony dzieciak, wykonując na linie obroty i piruety, przysiady i podskoki. Nie można odmówić mu w tym gracji i sprawności, ale trudno udawać, że te popisy są w stanie wywołać choćby podryg emocji. Są jak popisy cyrkowców, którzy popisowe numery wykonują nad przepastną siatką bezpieczeństwa. Zemeckis trochę ich dziś przypomina. Kiedyś był większym ryzykantem.

4/10

"The Walk. Sięgając chmur", reż. Robert Zemeckis, USA 2015, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 9 października 2015 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The Walk. Sięgając chmur
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy