Reklama

"Teraz albo nigdy" [recenzja]: Szansa na "nowe"

Każde Święta Bożego Narodzenia to okazja do obejrzenia bajki. Najczęściej opowieści świąteczne to wizualizacja marzeń o byciu wiecznie szczęśliwym i... bardzo bogatym. Pieniądze szczęścia nie dają, ale cudownie byłoby o nich nie myśleć, tylko korzystać bez opamiętania.

Każde Święta Bożego Narodzenia to okazja do obejrzenia bajki. Najczęściej opowieści świąteczne to wizualizacja marzeń o byciu wiecznie szczęśliwym i... bardzo bogatym. Pieniądze szczęścia nie dają, ale cudownie byłoby o nich nie myśleć, tylko korzystać bez opamiętania.
Kadr z filmu "Teraz albo nigdy" /materiały prasowe

Dokładnie taki schemat narracyjny obserwujemy w "Teraz albo nigdy" Petera Segala. Niby główna bohaterka kocha swoją pracę w dziale sprzedaży jednej z sieciówek, ale jak przychodzi co do czego - liczy się prestiż. W końcu karta kredytowa bez limitu weryfikuje wszystkie postanowienia.

Maya (Jennifer Lopez) to kobieta po czterdziestce. Marzy o kierowniczym stanowisku w firmie, w której pracuje ponad dekadę. Niestety nie otrzyma awansu, bo po pierwsze jest kobietą, po drugie - nie ma odpowiedniego wykształcenia. I to jest pierwszy "temat" w filmie Segala.

Reklama

Kolejny to błędy przeszłości, czyli historie życiowe nastolatki, która wychowywała się w rodzinach zastępczych. Zaszła w ciążę i nie usunęła płodu (admiratorzy ruchu pro-life będą zachwyceni). Niestety po jakimś czasie była zmuszona oddać dziecko do adopcji. Jak to w bajkach bywa maluch został skierowany do cudownej vel bogatej rodziny. Oba wątki połączą się gdzieś w połowie filmu w mało wyszukany sposób.

Dla Mayi drzwi szklanych domów na Manhattanie otwierają się dopiero, kiedy chrześniak tworzy jej fikcyjną tożsamość. Jako pracownica jednej z największych firm kosmetycznych staje w szranki z młodą harpią o imieniu Zoe (Vanessa Hudgens). Nagroda to wprowadzenie nowej linii kosmetyków i prestiż.

Trudno ukryć, że twórcom filmu "Teraz albo nigdy" chodziło przede wszystkim o stworzenie przyjaznej komedii romantycznej, w której mamy romantyczne uniesienia, ale przede wszystkim ważny jest powrót na łono rodziny. Oprócz wyraźnego odchylenia pro-life w filmie Segala króluje konserwatyzm pełną gębą. Chłopak Mayi porzuca ją, bo dla niej teraz najbardziej liczy się praca i stabilizacja zawodowa. Mimo, że są ze sobą kilka lat, to związek kończy się w trakcie jednego wieczoru w pizzerii. Wystarczy jedno NIE dla rodziny i bańka mydlana pryska. Koniec końców bowiem można nie mieć nic, ale trzeba żyć rodzinnie.

Niestety 49-letnia Jennifer Lopez to nie Amy Schumer. Wszystkie naciągnięte żarty nikogo nie bawią. Może jeden wspólny dziewczyński taniec. Gdyby nie zwariowane przyjaciółki Mayi, nie byłoby w ogóle o czym mówić. Zawiodła także Vanessa Hudgens - fragment londyński z jej udziałem, już pod koniec filmu to szczyt kiczu, który niestety nikogo nie bawi.

Chyba jedyne interesujące przesłanie filmu "Teraz albo nigdy" to poparcie dla porannego biegania. Sport bowiem rozwiązuje wszystkie problemy i bardzo zbliża ludzi...

5/10

"Teraz albo nigdy", reż. Peter Segal, USA 2018, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 28 grudnia 2018 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Teraz albo nigdy (2018)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy