Reklama

"Ted 2" [recenzja]: Chłopięcy świat

Pluszowy miś, który bluzga jak bohaterowie filmów Quentina Tarantino i ponad wszystko kocha używki. Który jest idealnym kompanem każdego niepoprawnego imprezowicza i nałogowego obiboka. Pomysł stojący za komedią Setha MacFarlane'a jest prosty, ale przy tym efektowny - na tyle, że daje radę unieść zarówno jej pierwszą, jak i drugą część.

Pluszowy miś, który bluzga jak bohaterowie filmów Quentina Tarantino i ponad wszystko kocha używki. Który jest idealnym kompanem każdego niepoprawnego imprezowicza i nałogowego obiboka. Pomysł stojący za komedią Setha MacFarlane'a jest prosty, ale przy tym efektowny - na tyle, że daje radę unieść zarówno jej pierwszą, jak i drugą część.
"Ted 2" apeluje do siedzącego w wielu widzach gimnazjalisty, ucieleśnia dawne fascynacje i fantazje /materiały dystrybutora

John (gapowaty Mark Wahlberg) i miś Ted (CGI plus głos MacFarlane'a) to typowi bohaterowie bromance'u, przyjaciele znający się od dzieciństwa i mający te same upodobania. Zawarta w "jedynce" metafora jest oślepiająco czytelna i dotyczy dorastania. Niegrzeczny pluszak reprezentuje wszystko to, co w jego towarzyszu niepoważne, z jednej strony przeszkadzające w prowadzeniu normalnego życia, a z drugiej stanowiące nieusuwalny składnik jego osobowości.

W sequelu Ted "znaczy" trochę więcej. Kiedy władza orzeka, że nie jest on osobą i nie może posiadać żony lub adaptować dziecka, oczywista staje się paralela z czarnymi i homoseksualistami. Ted jako maskotka walki o równouprawnienie? Twórcy też chyba za bardzo nie wierzą w ten koncept, bo niewiele robią, aby go rozwinąć, pogłębić nawet o milimetr, sprawić, aby wyszedł poza wymachiwanie chorągiewkami.

Reklama

Nie jest to jednak zbyt duży problem. W końcu każdy powód jest dobry, aby nabić lufę, wyrwać jakieś panny i ruszyć na miasto. John i Ted najpierw znajdują chętną do pomocy prawniczkę imieniem Samantha (Amanda Seyfried), a potem zaczynają pracować z nią nad linią obrony, tj. przerzucać się żartami, ćpać i śpiewać. Pretekstowa fabuła pozwala zmieścić w ciągu prawie dwugodzinnego seansu ogromną ilość gagów, pomysłów i odjazdów. Tylko część z nich trafia w punkt, ale hej, John i Ted to naprawdę świetni towarzysze zabawy: nieskomplikowani, ale wygadani, beztroscy i odważni, dobrani lepiej niż wiele ludzkich duetów.

Chociaż trzonem "Teda 2" są dowcipy o dragach i seksie, to jego ważną część stanowią też popkulturowe nawiązania, które tworzą osobny mikrokosmos fascynacji. W uniwersum MacFarlane'a zaszczytne miejsce zajmuje fantastyka: narratorem jego filmu jest Patrick Stewart, znany z roli kapitana Picarda ze "Star Treka", w obsadzie znajduje się także Sam J. Jones, aktor odtwarzający niegdyś Flasha Gordona, który wyznaje, że w wyniku nadużywania kokainy w jego organizmie pozostał tylko jeden plemnik - że doświadcza czegoś na kształt "Jestem legendą w moich jądrach". Ukoronowanie takiej fanowskiej postawy przynosi finał, który rozgrywa się w czasie Comic-Conu, imprezy gromadzącej gwiazdy i fetysze.

Schlebianie najniższym instynktom i najbardziej powszechnym gustom - to wszystko sprawia, że komedia MacFarlane'a jest dziełem na wskroś populistycznym. Jest to jednak populizm tak ostentacyjny i na tyle błyskotliwy, że trudno uznać go za wadę. "Ted 2" apeluje do siedzącego w wielu widzach gimnazjalisty, ucieleśnia dawne fascynacje i fantazje. Ten ten miś jest naprawdę bezczelny.

 6,5/10

"Ted 2", reż. Seth MacFarlane, USA 2015, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 10 lipca 2015 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ted 2
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy