Reklama

"Straż sąsiedzka": Niezniszczalni z sąsiedztwa

W wyreżyserowanej przez Akivę Schaffera komedii spokojne amerykańskie miasteczko nawiedza seria tajemniczych zbrodni. Aby wyjaśnić zagadkę i przywrócić na ulicach spokój, czwórka mężczyzn postanawia zorganizować obywatelski patrol.

"Straż sąsiedzka" to film o frustracji i kompleksach. O frajerach, którzy muszą się dowartościować fantazjami o własnej użyteczności i o tym, że takie fantazje zazwyczaj prowadzą do przemocy. Biorąc sprawy we własne ręce, bohaterowie stawiają się w jednym szeregu z Brudnym Harry'em i Cobrą, twardzielami, którzy preferowali żelazną skuteczność samosądu nad gnuśne policyjne procedury.

Evan (Ben Stiller) dwoi się i troi, aby zasłużyć na miano dobrego obywatela, ale jego społecznikowskiej pasji na imię jest "kompensacja" - nie dość, że jest bezpłodny, to jeszcze nie ma jaj, aby powiedzieć o tym żonie. Bob (Vince Vaughn) nie musi śnić o posiadaniu potomstwa, bo już zbyt dobrze wie, jakim bywa to koszmarem. Oglądając na YouTube nagrania, na których jego córka całuje się po pijaku z kolegą ze szkoły, fantazjuje o wykastrowaniu lepiącego się do niej delikwenta. Franklin (Jonah Hill) bardzo chciał zostać policjantem, ale podczas rekrutacji do akademii oblał wszystkie możliwe testy. Nic dziwnego: wystarczy spojrzeć na jego nalaną twarz, wojskową kurtkę i żołnierską fryzurę, aby zrozumieć, że to nazista ukryty w ciele niedorajdy. Jamarcus (Richard Ayoade) dopiero co rozwiódł się z żoną i marzy, aby jakaś azjatycka kura domowa, skuszona jego autorytetem, zafundowała mu najlepszy seks oralny w życiu.

Reklama

Początkowo wszyscy poza Evanem traktują straż sąsiedzką bardziej jako sposób na relaks niż samorealizację - jako męski klub, w którym pod pretekstem spełnienia obywatelskich obowiązków można napić się piwa i pograć w rzutki. Wszystko się zmienia, kiedy wychodzi na jaw, że w ich mieście wylądowali kosmici. Konwencja science-fiction nie ma tu oczywiście większego znaczenia - to mógł być yeti, kanibal w stroju clowna lub gang gipsowych krasnali kręcących pedofilskie porno - ważne jest to, że intruzi stają się dla bohaterów idealnymi workami treningowymi. Finałowe starcie straży sąsiedzkiej z Obcymi to jeden wielki odwet za upokorzenia. Samozwańczy herosi ładują w ciała wrogów tony ołowiu, wyrywają im genitalia, a po wszystkim przy dźwiękach podniosłej muzyki wychodzą dumnym krokiem z chmury dymu.

Czasem dziwi lekki ton całości. Najbardziej zgrzyta to w scenie, w której Franklin zaprasza chłopaków do swojego domu - jego pokój oblepiają plakaty metalowych zespołów, matka wrzeszczy na niego, on wrzeszczy na matkę, a potem podnosi łóżko, odsłaniając dumnie swój arsenał broni palnej. Ten epizod rodem z "Taksówkarza" ginie jednak w potoku kolejnych żartów.

Z tych żartów, rozpiętych między seksem, fekaliami a popkulturowymi nawiązaniami, najlepiej bronią się nieźle napisane, ultrawulgarne dialogi. Nie znajdziecie w nich większej prawdy o kondycji współczesnych mężczyzn, ale dostarczą Wam przynajmniej kilku nieźle napisanych bluzgów.

5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Straż sąsiedzka" ("The Watch"), reż. Akiva Schaffer, USA 2012, dystrybutor: Imperial - Cinepix, premiera kinowa: 21 września 2012 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: recenzja | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy