Reklama

Sportsmeni, cynicy i ciepłe kluchy

"Skąd wiesz?" ("How Do You Know?"), reż. James L. Brooks, USA 2011, dystrybutor: UIP, premiera kinowa 11 marca 2011 roku.

James L. Brooks wraca do reżyserii po 6-letniej śpiączce twórczej. W obsadzie same A-klasowe nazwiska. Zdjęcia: Janusz Kamiński. Muzyka: Hans Zimmer. Brzmi zachęcająco, nie? Tym większe rozczarowanie przynosi seans.

Historia oparta jest na klasycznym szkielecie komedii romantycznej. Ona musi wybierać między jednym z nich. Ona, Liza (Reese Witherspoon), jest gwiazdą softballu, ale - z trzydziestką w metryce -nie dostaje powołania do reprezentacji. Nawiązuje romans z miotaczem z milionowym kontraktem, Mattym (Owen Wilson). Matty jest sympatyczny i prostoduszny. Angażuje się w związek, ale nie rezygnuje z przygodnych kochanek. W międzyczasie Liza poznaje George'a (Paul Rudd), biznesmena zarządzającego firmą ojca-cynicznego rekina finansowego (Jack Nicholson). George to ciepła klucha i chodzące nieszczęście; w krótkim odstępie czasu zostawia go dziewczyna, traci pracę, ląduje w małej klitce na przedmieściach i zostaje oskarżony o przestępstwo, którego nie popełnił.

Reklama

Jak zazwyczaj u Brooksa, lwia część filmu to relacje między głównymi bohaterami. Dialogom między Lisą i Mattym czy George'em i Lizą brakuje może prawdziwej iskry, ale z tych interakcji trójka - Wilson, Rudd i Witherspoon - potrafi wykrzesać trochę humoru i autentyzmu. Kilka scen, np. wyjazd Matty'ego i rozmowa o monogamii albo sekwencja na porodówce, trzyma poziom i autentycznie bawi.

Siłą filmów Brooksa bardzo często był drugi plan, wątki podoczne świetnie uzupełniające główny plot.

Tutaj, niestety, pogrąża to produkcję. Wyssany z palca motyw afery, w którą zostaje wplątany George pasuje do reszty jak pięść do nosa. Wrażenie psuje dodatkowo występ Jacka Nicholsona (współpracującego z Brooksem już po raz czwarty), który zdaje się nie w ogóle nie czuć swojej postaci, potwornie zresztą jednowymiarowej i nie budzącej odrobiny sympatii. To tak, jakby Brooks, angażując swojego ulubionego aktora, dopisał postać ojca w ostatniej chwili, wierząc, że talent Nicholsona wypełni bohatera życiem.

Niezwykle dokuczliwą rzeczą jest także metraż filmu. Coś, co dałoby się zgrabnie opowiedzieć w 90 minut, reżyser wydłuża do niemiłosiernie ciągnących się dwóch godzin. Mamy wrażenie, jakby Brooks, na co dzień pracujący głównie w telewizji, chciał się trochę nacieszyć brakiem ograniczeń ramówki, więc rozwleka sceny w nieskończoność, lepsze segmenty przetykając pustymi jak wydmuszka mądrościami życiowymi, płynącymi z ust bohaterów. To, co przeszkadzało już w ''Lepiej być nie może'', tutaj staje się nie do zniesienia.

Reżyser w wywiadach tłumaczy sens tajemniczego tytułu: ''Skąd wiesz, kiedy przychodzi miłość?". Zaskoczenie bohaterów jest nie mniejsze, niż widza: O mój boże, to naprawdę film faceta, który produkuje ''Simpsonów'' i ma na koncie trzy Oscary?!

4/10

Jeśli chcesz obejrzeć film "Skąd wiesz?", sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy