"Śpiewający obrusik" [recenzja]: Wszyscy zadowoleni

"Śpiewający obrusik" składa się z czterech nowelek filmowych /materiały prasowe

"Śpiewający obrusik" okrzyknięto wydarzeniem jako pierwszy w historii łódzkiej Szkoły Filmowej pełnometrażowy film dyplomowy studentów Wydziału Aktorstwa. To nie jedyny powód, dla którego warto zwrócić nań uwagę.

Oglądaniu "Obrusika" towarzyszy refleksja. Dlaczego nie widać tu młodzieńczego wigoru i radości? Każda nowela portretuje patologię. "Kazan" opowiada o chłopakach spod bloku. Jeden z nich przyjaźni się z psem. Bo do grupy nie pasuje. "Narkolovestory" to historia zaćpanych kochanków. I udana satyra na telewizję. Reporterzy kręcą zmagania z dotarciem do siebie odurzonych bohaterów. "Naleśniki (z cukrem)" mówi z kolei o kryzysie młodego małżeństwa. W tle nieustannie płacze ich córka. Czwarta nowela, która jest adaptacją greckiej baśni, przedstawia pełną okrucieństwa historię miłosną. Skąd te trudne tematy?

Reklama

Z odpowiedzią przychodzi Mariusz Grzegorzek reżyser filmu, a zarazem rektor łódzkiej Szkoły Filmowej. Odbył on ze studentami szereg rozmów. To dzięki nim przekonał się, jak wielkim bagażem doświadczeń dysponują, mimo wieku. I te doświadczenia udało się wykorzystać. Gra młodych zdolnych jest przekonująca w każdej części filmu. Wykazali się oni dojrzałością i świadomością warsztatu. Ich kariery trzeba śledzić. Zwłaszcza Annę Mrozowską i Macieja Miszczaka z najmocniejszej, najbardziej wymagającej noweli "Naleśniki (z cukrem)".

"Obrusik" odkrywa talenty. I przypomina, że polskie kino dużo traci na milczeniu Grzegorzka (to jego pierwszy film od sześciu lat). Ten projekt kosztował 150 tys. zł. Powstawał w specyficznych warunkach, z debiutantami (za kamerą stanął student Wydziału Operatorskiego - Przemysław Brynkiewicz). A mimo to widać w nim styl reżysera. Ekspresyjne aktorstwo, emocjonalna rozpiętość i problemy jednostki z adaptacją w komórkach społecznych to jego znaki rozpoznawcze. Reżyser jest w formie. Może na planie złapał bakcyla i zacznie z ekranu przemawiać częściej?

Na razie trzeba zadowolić się "Obrusikiem". A jest czym. Bo to nie tylko sprawnie opowiedziane historie. To także dokument o młodych aktorach, ich pożegnaniu ze szkołą i wchodzeniu w zawód. Podglądamy ich pomiędzy epizodami. Jesteśmy świadkami tego, jak przygotowują się do swoich ról. Słyszymy ich zwierzenia. Mówią, czego się boją czy dlaczego zdecydowali się zostać aktorami. To unikalne zaproszenie za mury łódzkiej Filmówki. Obecność tych fragmentów nadaje klarowność konstrukcji filmu. Zazwyczaj materiały typu making of z planów ogląda się po projekcji. Tu jest na odwrót. To przecież eksperyment, który rządzi się swoimi prawami. I dyplom, w którym udało się pokazać, że studenci na swój zawodowy tytuł zasługują. Film zaś zasługuje na obecność na kinowych ekranach. Wszyscy zadowoleni. Widzowie też.

7/10

"Śpiewający obrusik", reż. Mariusz Grzegorzek, Polska 2015, premiera kinowa: 5 lutego 2016

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Śpiewający obrusik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy