Reklama

Soderbergh globalnie, czyli o Ameryce

"Contagion - epidemia strachu" ("Contagion"), reż. Steven Soderbergh, USA 2011, dystrybutor Warner Bros., premiera kinowa 28 października 2011 roku.

Steve Soderbergh parę miesięcy temu ogłosił, że chce zakończyć karierę reżyserską. Czeka go praca nad jeszcze kilkoma niedokończonymi projektami, ale już w ''Contagion - epidemii strachu'' czuć nieco jego zmęczenie materią filmową.

Kiedy usłyszałem, że Soderbergh, który jest reżyserem na wskroś amerykańskim, kręci rzecz o epidemii ogarniającej całą kulę ziemską, powiedziałem sobie: ''No way!''. I rzeczywiście, ''Contagion'' w żaden sposób nie przypomina filmów reżyserów spod znaku multi-kulti, jak Inárritu.

Twórca ''Ocean's Eleven'' w pierwszym kwadransie pokazuje panoramę zjawiska na całym świecie, po to, żeby resztę uwagi zogniskować prawie w stu procentach na swoich rodakach. Jest więc ''Contagion'' tworem amerykańskim do bólu, choć przedmiot krytyki społecznej, którą Soderbergh prowadzi na marginesie filmu gatunkowego, jest analogiczny z bolączkami współczesnych filmowych zoili globalizacji.

Reklama

Mamy więc nieuchronny efekt motyla, władzę w rękach korporacji i rozpad rodziny jako elementy zwiastujące kres świata współczesnego. Dochodzi jeszcze blogosfera jako źródło niezależnych, ale niepewnych informacji i kolebka internetowych proroków. Soderbergh zatem niczego świeżego nie prawi, ale trzeba przyznać, że tę jego ''małą apokalipsę'' ogląda się bez bólu. Z uwagi na nieszczędzenie gwiazdorów film można potraktować trochę jak wyliczankę w stylu: zgaduj-zgadula, kto pierwszy padnie trupem. A palców może braknąć, bo lista płac opiewa na masę nazwisk z pierwszych stron gazet, żeby wymienić tylko Matta Damona, Gwyneth Paltrow, Kate Winslet, Laurence'a Fishbourne'a czy Jude'a Law. Soderberg z wieloma gwiazdami prywatnie się przyjaźni i często daje im choćby epizodyczne rólki w swoich filmach. Tutaj ekipa aktorska niestety została potraktowana nieco instrumentalnie, bo nikt nie ma specjalnie wiele do zagrania.

Reżyser ''Seksu, kłamstw i kaset wideo'' znany jest z tego, że naprzemiennie robi film raz ''dla kasy'', raz ''dla fanu''. I to nie lista płac, a raczej formuła opowiadania i budżet decydują do której kategorii dany tytuł można zaliczyć. W ''Contagion'', mimo multiplikacji bohaterów Soderbergh rezygnuje z eksperymentów narracyjnych, które pamiętamy z ''Bańki'' czy ''Full Frontal''. Jeśli więc film jest po bożemu opowiedziany i krytyka społeczna tchnie trochę banałem, to jak sprawdza się sam szkielet?

Opowieści o pandemiach w popkulturze było setki, i film Soderbergha nie plasuje się ani pośród najlepszych, ani pośród najsłabszych. Wciąż czuć tutaj sprawną rzemieślniczą dłoń, a napięcie budowane jest tyleż przez zgrabny montaż, co elektryzującą muzykę Cliffa Martineza (co pewnikiem doceni spora rzesza fanów ''Drive'' Windinga Refna), ale jednocześnie ''Contagion'' wydaje się jakiś bezduszny. Jakby Soderbergh stracił zainteresowanie tematyką, przestał wierzyć w swoje tezy, albo zwyczajnie zmęczył się trzymaniem kamery w ręce. To zmęczenie udziela się też widzowi, bo pomimo niezłych elementów składowych coś się tutaj nie do końca klei, czegoś nie doprawiono; zupa nie tyle za słona, co niedosolona.

Soderberghowi, którego cenię za wiele filmów, życzyłbym może nie tyle wcześniejszej emerytury, co chwili odpoczynku. Produkowanie i reżyserowanie filmów w zabójczym tempie (rok rocznie kilka tytułów) może zaowocować większym rozczarowaniem niż ''Contagion''. Co nie zmienia faktu, że sporej części widzów rzecz pewno przypadnie do gustu.

6/10

Zobacz zwiastun filmu "Contagion - epidemia strachu":



Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Warner Bros. | Contagion - Epidemia strachu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy