Reklama

Przytul fiorda

"Burrowing" ("Man tänker sitt"), reż. Fredrik Wenzel i Henrik Hellström, Szwecja 2009, dystrybutor Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa 9 kwietnia 2010 roku.

Nie skacz z niego od razu. Przytul. Poczuj delikatną woń wilgotnego mchu, wdzierającą się w nozdrza. Zanurz się w zielonym puchu, który zewsząd cię otacza. Delektuj się łaskotkami trawy; tak czule głaszcze twój kark. Spragniony? Zaczerpnij wody z pobliskiej kałuży. Czujesz to muskanie po łydkach? Nie lękaj się. To tylko mrówki i inne małe stworzonka spacerują pod twoją nogawką. Poczuj z nimi więź... I jak? Lepiej?

Nie lepiej. 76 minut triumfu Natury nad Kulturą. Tak najprościej chyba streścić można ''Każdy myśli swoje''. Film Fredrika Wenzla i Henrika Hellströma irytuje post-rousseańskim przekonaniem o cywilizacji, której progres odpowiada za zło panujące na świecie. Irytuje jeszcze bardziej metodą rozwiązania problemu, zaczerpniętą prosto z oświeceniowej, przedawnionej setki lat temu filozofii Rousseau, przesłoniętej tutaj sprytnie cytatami z ''Waldena'' Henry'ego Davida Thoreau. To wcielone w życie hasło powrotu do natury ma być lekiem na wszelkie strapienia, troski i udręki bohaterów. To Las (Tak! Dużą literą!) ma przynieść socjopatycznym odludkom ład duchowy, pozwolić im odzyskać wewnętrzną harmonię.

Reklama

Co takiego dręczy tych mizantropów? Ano wiele dręczy. Dręczą jednorodzinne domki z przystrzyżonym trawnikiem, mimo że sami w takich rezydują. Trapi ikeowy wystrój tychże strzech. Drażni posiadanie zbędnych przedmiotów, za którymi człowiek bezrefleksyjnie się ugania - czemu więc nie wyrzucić ulubionej, pamiątkowej broszki mamy do kanału? Nęka samotność, izolacja, choć wokół pełno ludzi. Wreszcie, rozsierdza ich nuda, albo - jak kto woli - spokój, który emanuje z ulic i od ludzi - dlaczego zatem nie wyrżnąć sąsiada, bez żadnego powodu, wiosłem po głowie? Ale, oto robimy hops do lasu i problem znika równie szybko, jak ból głowy w reklamach painkillerów.

Sceny, w których bohaterowie przekraczają ścisłe ramy swojego osiedla i wchodzą w przestrzeń przyrody, okraszone są piękną, wzniosłą muzyką Erika Enockssona, ale w połączeniu z obrazem (proste czynności wykonywane na łonie natury) daje to, niezamierzenie chyba, przesadnie patetyczny efekt. To sekwencje na granicy manieryzmu filmowego, jednak granicy tej szczęśliwie nie przekraczają.

W ostatnich latach w Szwecji powstało dużo filmów, które są w jakiejś mierze krytyczną rewizją jej socjaldemokratycznego porządku. Ważkie głosy w tej dyskusji zabierało zarówno kino autorskie (''Dziura w sercu'' Lukasa Moodysona albo ''Do ciebie, człowieku'' Roya Andersona), jak i gatunkowe (horror ''Pozwól mi wejść'' Tomasa Alfredsona). ''Każdy myśli swoje'' wpisuje się w ten krytyczny nurt, jednak przez ideowy przesadyzm i mieliznę przesłania, trudno ten tytuł traktować poważnie. [Tu dygresja: jeżeli o obrazach, opowiadających o biedzie, mówimy często: kino społeczne, to jaką metkę przypiąć filmom, jak recenzowane dzieło, które pokazuje ludzi ubogich, ale duchem. Może, po prostu, kino społeczne... inaczej?] Scenariusza nie ratuje też podpieranie się autorytetem Thoreau. Próbę wcielenia w życie ideałów z jego opus magnum, książki ''Walden, czyli życie w lesie'' pokazywał niedawno film ''Wszystko za życie''. Jego reżyser, Sean Pean, uważniej chyba, niż spółka Wenzel&Hellström, przeczytał amerykańskiego transcendentalistę i nie strywializował powieści.

Przy tych wszystkich wadach trudno nie pochwalić ''Każdy myśli swoje'' za ciekawą, epizodyczną narrację oraz interesującą pracę kamery i wysmakowane kadry, w których perspektywa centralna odrywa czołową rolę. Szkoda, że treściowy banał przesłania inne walory, bo w swojej kategorii - kina nudy, kontemplacji, nic-nie-dziania-się (bardziej wyświechtane skreślić) - film sprawdza się bardzo dobrze.

4/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kino | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy