Reklama

"Przerwane pocałunki": Cud nieudany

"Przerwane pocałunki" to film włoskiej reżyserki Roberty Torre, w Polsce praktycznie nieznanej. W swojej najnowszej fabule sięga ona po ulubione motywy, ale przy okazji nie unika przestylizowania i niezdecydowania, w jakim kierunku poprowadzić ostatecznie opowieść.

W małym sycylijskim miasteczku mieszka nastoletnia Manuela ze swoją głupiutką siostrą, rozkrzyczaną matką i ojcem obibokiem. Jej życie zmieni się, gdy pewnej nocy śnić będzie o Madonnie. Gdy dziewczyna wskaże miejsce ukrycia głowy pomnika Matki Boskiej, mieszkańcy zaczynają wierzyć w jej cudotwórcze możliwości.

Torre zaczyna niezwykle obiecująco.W pierwszej sekwencji - mocno inspirowanej Almodovarowską estetyką - Torre buduje satyryczny ton przypowieści o małej mieścinie na Sycylii, stopniowo rysując grubą kreską i jaskrawymi barwami wszystkie przywary małomiasteczkowej społeczności. Są natapirowane panie w kiczowatych strojach w salonie piękności, którego właścicielka trudni się po godzinach wróżeniem z kart, podpici piwosze podpierający ściany okolicznych budynków, dewotki obskakujące przedsiębiorczego księdza, który w niespodziewanym przypadku Manueli dostrzega szansę na zbicie pielgrzymkowych profitów. W końcu rodzina Manueli - rozkrzyczana matka, bezrobotny ojciec, zbuntowana siostra podkradająca rodzicom pieniądze i nosząca kuse stroje.

Reklama

Pierwsza scena, gdy na osiedlowym placu zostaje odkryty pomnik Madonny, przypomina klimatem filmy Felliniego przywracające pamięć o rodzinnym Rimini. Początkowo wydaje się nawet, że Torre pójdzie ścieżką wydeptaną przez mistrza - ostro, lecz z humorem i z sentymentem, odnosząc się do włoskiej, małomiasteczkowej religijności. Jednak po dobrej pierwszej części, estetycznej i fabularnej rozgrzewce, "Przerwane pocałunki" zaczynają się Torre rozsypywać. Traci pazur, jakby w obawie wycofuje się z początkowej odważnej estetyki i interesujących rozwiązań inscenizacyjnych, w zamian proponując kolejne klisze - przytłumione odgłosy jako symbol wycofania się nastolatki z otaczającego ją świata, kolaże w nastoletnim albumie odzwierciedlające karykaturalność osobowości z sycylijskiej miejscowości, senne mary. Torre nieśmiało bawi się kiczem, by wyśmiać naiwną religijność i sztuczną dewocję, pod którą kryje się chęć zarobku.

Gdy Manuela staje się lokalną gwiazdą, zostaje wprzęgnięta w "przemysł cudów". Wraz z matką nastolatki ksiądz zadba o jej prezencję i odpowiednie stroje. Wyprodukuje też stosowne pamiątki. W mieszkaniu zaczynają pojawiać się kolejni "klienci", prosząc o wsparcie w swoich marzeniach i problemach - ktoś stracił pracę, ktoś szuka miłości, ktoś inny myśli o udziale w telewizyjnym reality show. Torre z jednej strony pragnie ukazać kalejdoskop małomiasteczkowych przywar i śmieszności, lecz coraz bardziej skręca w stronę klasycznego kina o dojrzewaniu, pogodzenia się ze słabościami - swoimi, rodziny i otoczenia. Do tego potrzeba subtelniejszego klucza, który Torre odnajduje, lecz ewidentnie nie czuje się w nim dobrze. W całości ginie sama Manuela i jej marzenia. Ostatecznie Torre doprowadza swój film do łzawego, nieprzystającego do całości końca, nad którym już nawet sama Madonna z osiedlowego placu pochyla się dobrotliwie.

4/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Przerwane pocałunki", reż. Roberta Torre, Włochy 2010, dystrybutor Aurora Films, premiera kinowa: 4 maja 2012.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: pocałunki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy