Reklama

"Prawie jak matka" [recenzja]: Rodzina dysfunkcyjna

"Prawie jak matka" - za sprawą paru zgrzytających klisz fabularnych i charakterologicznych - przekracza granicę pomiędzy kameralnym dramatem rodzinnym a telenowelową popeliną.

"Prawie jak matka" - za sprawą paru zgrzytających klisz fabularnych i charakterologicznych - przekracza granicę pomiędzy kameralnym dramatem rodzinnym a telenowelową popeliną.
Kadr z filmu "Prawie jak matka" /materiały prasowe

Na jednym z ostatnich ujęć filmu chropowate od płynu do zmiękczania tkanin ręce gosposi, zapinają klamerki na koszulce z logiem punkowego zespołu Ramones, aby powiesić ją do wysuszenia na rozciągniętych przez ogród linkach. Młody człowiek, do którego T-shirt należy, fan muzyki niepokornej, kiedy mu źle, przychodzi złożyć głowę na zreumatyzowanych kolanach niani. Jego jędzowata matka z kolei nie radzi sobie z posprzątaniem talerzy, a głowa rodziny ma kłopot z nałożeniem deseru. Zresztą może to osąd niesłuszny, bo może potrafią, ale po prostu od lat nie próbowali. Bo i po co? Całym domem opiekuje się przecież od przeszło dekady Val, która, z białym fartuchem zawieszonym na szyi, skacze uczynnie wokół swoich pracodawców.

Reklama

Dysfunkcjonalność rodziny doktora Carlosa jest, oczywiście, czysto emocjonalna, jej członkowie dawno już przestali ze sobą rozmawiać. Można domniemywać, że od lat trwają w istnej stagnacji, znudzeni wielkopańskim żywotem. Ale oto pojawia się nieoczekiwana zmienna: na egzaminy wstępne na uczelnię w São Paolo przyjeżdża córka Val, która, z braku laku, zamieszkać ma pod jednym dachem z brazylijską klasą wyższą (ale w pokoiku dla służby).

Daleko pada jabłko od jabłoni. Neurotyczna gosposia wznosi oczy ku niebu, oburzona umyślną nietaktownością córki, która nic sobie nie robi ze społecznych konwenansów, jakie od zawsze obowiązywały w domu na przedmieściach. Młoda i energiczna Jessica jest elementem niepożądanym, ale koniecznym, aby zaszła niezbędna dla fabuły odmiana skostniałego status quo.

Dziewczyna to nikt inny jak esencjonalny "obcy" z innej rzeczywistości, katalizator zmian. Nie bacząc na relacje matki z pracodawcami, tak manewruje wyniosłą Barbarą, że ta przygotowuje jej śniadanie (co z kolei niemal przyprawia Val o nerwicę). Ale reżyserka Anna Muylaert szczęśliwie unika kreskówkowej zadziorności, momenty komediowe wygrywając subtelnie, w czym z pomocą przychodzi jej - a jakże! - Regina Case, odtwórczyni głównej roli, zresztą słusznie doceniona podczas festiwalu Sundance.

Niekiedy wydaje się, że "Prawie jak matka" - za sprawą paru zgrzytających klisz fabularnych i charakterologicznych - przekracza granicę pomiędzy kameralnym dramatem rodzinnym a telenowelową popeliną, ale w kluczowych chwilach Muylart zachowuje zdrową równowagę. Trochę za bardzo ślizga się jednak po całkiem interesujących tematach społecznych i kulturowych, które pewnie zasługiwałyby na dogłębne potraktowanie, lecz można usprawiedliwić to chęcią przepchnięcia na pierwszy plan kameralnej ludzkiej historii. Co się udało.

7/10

"Prawie jak matka" (Que Horas Ela Volta?), reż. Anna Muylaer, Brazylia 2014, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 11 września 2015 roku.

Bartosz Czartoryski


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy