Reklama

Poszukiwacze zaginionej Persji

"Książę Persji: Piaski czasu" ("Prince of Persia: The Sands of Time"), reż. Mike Newell, USA 2010, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa: 21 maja 2010 roku.

Korporacja Disneya, jak na firmę takich rozmiarów przystało, nie może sobie pozwolić na wyprodukowanie filmowego bubla za wielkie pieniądze. Ale dlaczego nie może sobie także pozwolić na stworzenie czegokolwiek zaskakującego?

Historia, jaką serwuje nam reżyser "Księcia...", Mike Newell nie należy do najbardziej skomplikowanych: mamy oto księcia Persji, szturmowanie miasta, piękną księżniczkę, akrobacje, zdradę, śmierć króla, cofanie czasu i dużo z tym wszystkim ambarasu. Jednym słowem, dość stereotypową historię awanturniczą, osadzoną w kompletnie zmyślonej Presji VI wieku naszej ery.

Reklama

Kanwą tej historii była gra komputerowa o tym samym tytule, wydana w 2003 roku. I trzeba przyznać, że na tle innych ekranizacji gier (zwłaszcza tych za które odpowiada niesławny Uwe Boll), produkt Disneya wypada bardzo dobrze.

Właśnie przez dość oryginalne podejście Uwe Bolla do przenoszenia tytułów z komputerów i konsol na ekrany kinowe (charakteryzujące się m.in. prawie zupełną rezygnacją ze scenariusza), każdy kolejny reżyser czuje na plecach pełen wyczekiwania i nienawiści oddech graczy, już na starcie pewnych, że znów będą świadkami gwałtu na swoich idolach. Tym razem - trzeba przyznać - udało się "Księciu..." wybrnąć obronną ręką.

To jednak tylko pierwsza część akrobacji, jaką musiał wykonać ten obraz. Drugą jest takie wywarzenie fabuły, aby przeciągnąć jak największą grupę wiekową, nikogo nie obrazić, nikomu nie podpaść i nikogo (o zgrozo) nie wytrącić z słodkiego stanu samozadowolenia i relaksu.

"Książę Persji: Piaski czasu" to kalejdoskop pełen ładnych obrazków, piachu, potu, czarów, turbanów i Jake'a Gyllenhaala. I jak to kalejdoskopy mają do siebie - daje sporo radości przez pierwsze minuty, szybko się nudzi i nie jest niczym innym niż zabawką.

Główny bohater - książę Dastan (Jake Gyllenhaal) - trochę zawadiacki, trochę ironiczny, bardzo sprawny i zabawny, awanturnik pełną gębą i romantyk pełną piersią - postać skrojona wedle najpopularniejszego wzorca, przypomina wszystkich i nikogo. Partnerująca mu kłótliwa i zadziorna księżniczka (Gemma Arterton) jest... kłótliwa i zadziorna.

Z obsady najlepiej wypada Alfred Molina, jako szejk Amar - przynajmniej może sobie brylować w roli pozornie cynicznego biznesmena o gołębiej duszy.

Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że gdyby rolę księcia grał młody Harrison Ford, Karen Allen księżniczkę, a szejka John Rhys-Davies (Molina jest nawet do niego bardzo podobny), to "Książę Presji: Piaski czasu" byłby nie do odróżnienia od "Poszukiwaczy zaginionej arki".

Nie jest to zarzut. Przecież "Poszukiwacze..." to świetny film.

5/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zaginięcie | zaginione | film | książę
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy