"Podwójny kochanek" [recenzja]: To nawet nie jest guilty pleasure

Kadr z filmu "Podwójny kochanek" /materiały dystrybutora

Na przestrzeni lat François Ozon przyzwyczaił widzów do swych zabaw z gatunkami filmowymi. W "Ośmiu kobietach" połączył kryminał z musicalem, w "Basenie" stworzył przewrotny thriller erotyczny. W swoim ostatnim filmie, debiutującym w Konkursie Głównym podczas festiwalu w Cannes w 2017 roku "Podwójnym kochanku", bierze na warsztat thriller psychologiczny i bawi się motywami ogranymi swego czasu do perfekcji przez Davida Cronenberga, Briana De Palmę i Romana Polańskiego. Niestety, tym razem rezultat nie należy do najbardziej udanych.

Główną bohaterką filmu Ozona jest dwudziestopięcioletnia była modelka Chloé (Marine Vacth). Kobieta od dłuższego czasu skarży się na bóle brzucha, których przyczyny zdają się tkwić w psychice bohaterki. Udaje się więc do psychiatry Paula (Jérémie Renier).

Sesje nie przynoszą Chloé remedium na bóle, mają jednak inny niespodziewany skutek - ona i jej terapeuta zostają parą. Mężczyzna nie jest z nią jednak do końca szczery. Zataja szczegóły swej przeszłości oraz istnienie złego brata bliźniaka Louisa, także psychiatry. Oczywiście Chloé szybko spotyka się z mrocznym odbiciem ukochanego, tym samym dając początek perwersyjnej grze.

Reklama

W charakterystyce postaci drugoplanowych Ozon idzie w skrajne przerysowanie, jak w wypadku złowieszczego Louisa czy Rose - sąsiadki Chloé, trzymającej w swoim mieszkaniu atrakcje pokroju wypchanego kota czy przerażającego pokoju po córce, pełniącego teraz rolę sanktuarium ku jej pamięci.

Pierwszy plan jest natomiast idealnie nijaki. Renier jako Paul wydaje się być nieludzko znudzony, jakby tylko czekał, by znów wcielić się w psychopatę Louisa. Z kolei Chloé charakteryzuje tylko drobna postura grającej ją Marine Vacth i jej wiecznie cierpiąca mina. Logika jej działań jest natomiast podporządkowana tylko widzimisię pełnego dziur scenariusza.

Ozona zdaje się jednak nie interesować sens samej historii, traktuje ją jedynie jako pretekst do zabawy gatunkiem. Ta, niestety, także nie wychodzi mu najlepiej. Kolejne nawiązania, przywodzące na myśl chociażby "Nierozłącznych" Cronenberga czy "Wstręt" Polańskiego, reżyser serwuje naprzemiennie z prostacką psychoanalizą oraz scenami wyjętymi z softporno.

Całość dopełnia okazjonalną narracyjną przewrotką lub przekroczeniem granicy dobrego smaku. Powstały w ten sposób kolaż trudno zaliczyć nawet do guilty pleasure - szczególnie po rewelacjach finału, w trakcie którego otwarta dłoń niebezpiecznie często uderza w czoło w geście niedowierzania. Zamiast po najnowsze dzieło Ozona tym razem lepiej sięgnąć po filmy, które zdawały się go inspirować.

3/10

"Podwójny kochanek" ("L’amant double"), reż. François Ozon, Francja, Belgia 2017, dystrybutor: Gutek Film, premiera: 25 sierpnia 2017 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Podwójny kochanek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy