"Po miłość / Pour l'amour": Kobieta w potrzasku [recenzja]

Jowita Budnik i Patrycja Ziniewicz w filmie "Po miłość / Pour l'amour”, fot. Sławomir Witek /Galapagos Films /materiały prasowe

Polska wieś, alkoholizm, patriarchat, tajemnice i nieprzepracowane traumy zamiatane pod dywan. Nad wszystkim moralna władza proboszcza. Znany schemat? Smarzowski doprawiłby go garścią klasizmu, polał spirytusem i podpalił zapałkę. Na szczęście Andrzejowi Mańkowskiemu nie chodzi o glanowanie polskiej prowincji z poczuciem wyższości mieszkańca metropolii.

Z uwagą śledzę filmy z Konkursu Filmów Mikrobudżetowych Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, które są sfinansowane przez program PISF. Mający stosunkowo niewielkie budżety debiutanci, muszą wykazać się pomysłowością i oryginalnością. Bywają więc wciąż nieopierzeni, surowi i drapieżni. Pokazywany w tej sekcji na ostatnim gdyńskim festiwalu "Po miłość / Pour l'amour" jest skromnym, kameralnym i niejednoznacznym obrazem kobiety, żyjącej w potrzasku. Potrzasku społecznym, kulturowym i rodzinnym.

Reklama

Polska wieś, kobieta na krawędzi i poruszająca Budnik

Marlena (Jowita Budnik) jest prostą kobietą, sprzątającą w wiejskiej szkole. Dorosłe dzieci (Marta Gogołkiewicz, Jakub Nosiadek) wyfrunęły z domu, a ona mieszka z mężem alkoholikiem, Zbyszkiem (Artur Dziurman). Coraz bardziej ma dosyć marazmu i otaczającej ją beznadziei. Mąż bezustannie obiecuje, że odstawi wódkę, ale i tak kończy co wieczór na libacji z sąsiadem (Lech Dybik). Marlena za namową koleżanki Kingi (Patrycja Ziniewicz) wchodzi w świat mediów społecznościowych, gdzie poznaje Senegalczyka Bruno (Mamadou Ba), z którym wchodzi w coraz głębszą relację. Romans internetowy zakompleksionej mieszkanki prowincji z nieznajomym człowiekiem z Afryki? Wiadomo, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

"Po miłość / Pour l'amour" opiera się na poruszającej, wielowymiarowej i głębokiej roli Jowity Budnik. Obraz polskiej wsi, gdzie leje się wódka, słowa księdza proboszcza są święte i panuje wrodzony patriarchalizm jest w polskim kinie wyeksploatowany do granic autoparodii. Mańkowski niuansuje go jak może, co widać niespodziewanie w postaci proboszcza (Andrzej Gałła). Stłamszona alkoholizmem męża Marlena słyszy w konfesjonale, że musi dochować przysięgi małżeńskiej i być ze Zbigniewem nie tylko na dobre, ale też na złe. Ma wypełnić rolę opiekuńczej i wybaczającej kobiety. Duchowny nie poucza jej jednak niczym przerysowani księża w "Klerze".

Nie o toksyczny patriarchalizm tutaj chodzi, ale o spojrzenie na małżeństwo oczami katolika. Ksiądz nie ma oporów, by rugać męża Marleny za to, że się stacza i nie szanuje żony. Proboszcz za wszelką cenę chce uratować, rozpadające się na jego oczach małżeństwo. Potrafi też na ambonie (swoją drogą od dawna księża z niej nie przemawiają) zbesztać parafian za to, że ci odrzucają dziewczynę, która zagrała w amatorskim filmie dla dorosłych. "Czy Chrystus by odrzucił tą wykorzystaną i oszukaną dziewczynę?" - pyta i na przykładach konkretnych parafian pokazuje obłudę tych, którzy nie widzą belki w swoim oku.

Interntowy romans Polki z Senegalczykiem. Wierzymy w to?

Miłość ma być wybawieniem dla potłuczonych bohaterów. Inaczej ją jednak rozumie, mający uprzywilejowaną pozycję na wsi, proboszcz, a inaczej, chcąca się w końcu wyrwać z beznadziejnej egzystencji, Marlena. Mąż, zapijając swoje wyrzuty sumienia z przeszłości, nie widzi już w niej kobiety. Ich związek jest mechaniczny i bolesny. Kobieta wpada więc w sidła nieznajomego mężczyzny z sieci. Nie jest tajemnicą, że oszuści polują na kobiety w tym wieku, co Marlena. Mam jednak wątpliwości, czy relacja prostej, sprzątającej kobiety w szkole i tajemniczego Senegalczyka tak szybko by się rozwinęła.

Reżyser pokazuje komunikator, tłumaczący na żywo słowa Marleny i Bruna za pomocą napisów na dole ekranu. Nie wiedziałem, że takie aplikacje istnieją. Do tego dochodzi nie do końca wiarygodna dla mnie koszmarna naiwność Marleny, która wcale nie jest oczywistością u stojących twardo na ziemi wiejskich kobiet, przesiąkniętych specyficznym polsko-maryjnym matriarchatem. Doskonale to zagrała Maria Maj we "Wszystkich naszych strachach" Łukasza Rondudy/Łukasza Gutta.

Cieszy, że "Po miłość / Pour l'amour" to kolejny film, patrzący z empatią, a nie protekcjonalną wyższością, na polską wieś. Choć Mańkowski gra znaczonymi kartami (obsadzenie Dybika w roli sympatycznego wiejskiego pijaczka jest tego dobitnym wyrazem), to Budnik uwiarygadnia tą uniwersalną opowieść o życiu w potrzasku. Jej bohaterka cały czas balansuje między wyborem tego co słuszne, a tego co dobre tylko dla niej, czym wzbudza w widzu niejednoznaczną ocenę. To bardzo ciekawie nakreślona postać i dla niej warto zobaczyć, co dzieje się, gdy miłość jednak wygaśnie.

6,5/10

"Po miłość / Pour l'amour", reż. Andrzej Mańkowski, Polska 2022, dystrybutor: Galapagos Films, premiera kinowa: 10 czerwca 2022 roku.

Zobacz też:

"Top Gun: Maverick": Szaleństwa pana Toma [recenzja]

"IO": Z kamerą wśród zwierząt [recenzja]

"Infinite Storm": Rozmyta legumina [recenzja]

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Po miłość (film) | Jowita Budnik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama