"Piotruś Królik" [recenzja]: Zwierzaki górą

"Piotruś Królik" to rozrywka dla całej rodziny /materiały prasowe

Beatrix Potter byłaby szczerze zdumiona seansem "Piotrusia Królika". Współczesna adaptacja najsłynniejszej powieści brytyjskiej pisarki w reżyserii Willa Glucka ma niewiele wspólnego z ugrzecznionym oryginałem. Moralistyczną bajkę o niepokornym króliku zastąpiła półtoragodzinna wymiana ognia (i psikusów) między ludźmi a zwierzętami, wypełniona po brzegi slapstickowym humorem. "Piotruś Królik" ma jednak do zaoferowania tak wiele atrakcji, że zarówno dzieci, jak i rodzice będą zachwyceni.

W nowej odsłonie Królik Piotruś nie jest już psotnym maluchem pod opieką króliczej mamy. Po tragicznej śmierci rodziców Piotruś przejął funkcję głowy rodziny i razem z trójką nieporadnych sióstr oraz niezdarnym kuzynem, zającem Beniaminem, przypuszcza regularne ataki na działkę podstarzałego ogrodnika - Pana McGregora (Sam Neill). Trwa to do czasu, aż w trakcie jednej z akcji odpowiedzialny za ponury koniec niejednego futrzaka mężczyzna na oczach Piotrusia pada trupem. Na jego miejsce przyjeżdża jeszcze mniej tolerancyjny krewniak - opętany wizją własnego sklepu z zabawkami Tomasz (Domnhall Gleeson). Młody pracoholik postanawia ostatecznie pozbyć się wszystkich szkodników w okolicy, równocześnie zakochując się w sąsiadce - niespełnionej artystce Bei (Rose Byrne), która pała miłością do natury.

Reklama

Sytuacja ta nie przypada do gustu zazdrosnemu o uczucia Bei (i zarośnięte marchwią grządki) Piotrusiowi, więc wkrótce rozpoczyna się wojna, podczas której w ruch idą nie tylko wnyki i grabie, ale także elektryczne ogrodzenia, żywe świnie i tony dynamitu. Zmasowany atak na Tomasza to prawdziwa kopalnia pomysłów, jak uprzykrzyć sąsiadowi wakacyjny wyjazd na wieś. Twórcy nie bawią się w półśrodki, bo ich komputerowe zwierzaki mają niewiele wspólnego z ułożonymi futrzakami z animacji Disneya. Gdy można, potrafią się zabawić, nieraz bywają bezlitosne, a inwencją twórczą biją na głowę niejednego naukowca. O ich okrucieństwie najlepiej świadczy scena, w której króliczy gang katuje uczulonego na jeżyny Tomasza wyrzutnią owoców. Ten pomysł spotkał się nawet z krytyką amerykańskich instytucji charytatywnych, co zmusiło studio Sony do publicznych przeprosin.

W podobny sposób może zareagować znacząca część bardziej wrażliwych rodziców, szczególnie tych, którzy wychowali się na bajkach autorstwa Potter. Duch oryginału jednak nie ginie, bo pod warstwą głupich gagów w "Piotrusiu Króliku" kryje się angażująca opowieść, w której zarówno ludzka, jak i zwierzęca strona uczy się całkiem sporo o życiu. Film Glucka okazuje się być baśnią o przyznawaniu się do własnych błędów, będąc jednocześnie piękną odą pochwalną na temat walorów wsi. Liczba atrakcji sprawia natomiast, że tak młodsi, jak i starsi widzowie bez problemu dotrwają w kinie do finału. Na nudę w "Piotrusiu Króliku" miejsca brak, humor leje się z ekranu strumieniami, a rozwlekłe przemowy i niepotrzebne przestoje zastępują elipsy i autotematyczne żarty.

Największą siłą nowego dzieła twórcy "Annie" są jednak bohaterowie - zarówno ci animowani, jak i "prawdziwi". "Piotruś Królik" będący połączeniem filmu aktorskiego i animacji w stylu "Alvina i wiewiórek" oraz "Hop" może się pochwalić jedną z najbardziej barwnych obsad w kinie familijnym tej dekady. Począwszy od wyraźnie nakreślonych postaci drugo- i trzecioplanowych, jak skłócone siostry Piotrusia czy walcząca z naturą świnia, przez głównego bohatera, który swoją zaradnością i pewnością siebie automatycznie zyskuje naszą sympatię, aż po aktorów i rozgrywaną między nimi love story. Byrne jako niezrozumiana malarka Bea i Gleeson w roli uwikłanego w konflikt ze zwierzętami Tomasza stanowią świetny duet, ten drugi zachwyca ponadto swoimi umiejętnościami komediowymi.

Zabawa konwencją, ogranie kontrastów i przyzwoita realizacja czasem przynoszą w "Piotrusiu Króliku" doskonałe rezultaty, jak scena, w której Tomasz walczy z Piotrusiem, podczas gdy w pokoju obok Bea maluje ich wspólny portret. W takich chwilach nie sposób na filmie Glucka bawić się źle. Biorąc pod uwagę fakt, że twórcy pamiętają o morale, a w gorszych momentach niezbyt mądry humor maskują mocnymi zwrotami akcji, można wybaczyć im kilka niezbyt udanych decyzji scenariuszowych po drodze. Bo nawet jeśli uaktualniona wersja historii Piotrusia nie zdobędzie uznania purystów, dzięki swojej energii być może przywróci w młodym pokoleniu "modę" na wieś. A na taki obrót spraw rodzice nie powinni narzekać...

7/10

"Piotruś Królik", reż. Will Gluck, Wielka Brytania, USA, Australia 2018, dystrybutor: UIP, premiera kinowa 13 kwietnia 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Piotruś Królik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy