"Pinokio": Nie dla dzieci [recenzja]

Kadr z filmu "Pinokio" /materiały prasowe

Baśni według Matteo Garrone ciąg dalszy. W 2015 roku twórca "Gomorry" zaprezentował "Pentameron", czyli ekranizację opowieści Giambattisty Basilego - tyleż fantastycznych co brutalnych. "Pinokio" Garronea został zrealizowany w podobnym kluczu. Oczywiście nie ma w nim groteskowych scen pokroju Salmy Hayek zajadającej się surowym smoczym sercem. Niemniej mam sporo wątpliwości, czy ta adaptacja książki Carlo Collodiego jest odpowiednia dla najmłodszych.

Przy tekście tak powszechnie znanym i wielokrotnie adaptowanym jak "Pinokio" streszczenie fabuły wydaje się zbędne. Jednak zaznaczenie, że w filmie Garrone znalazły się wszystkie najbardziej znane przygody pacynki - od spotkania Lisa i Kota do wizyty w brzuchu wieloryba - nie odda mu sprawiedliwości. Wersja twórcy "Dogmana" wydaje się najwierniejszym z dotychczasowych kinowych przełożeń książki Collodiego.

Przywiązanie do oryginału zaburza nieco strukturę narracyjną dzieła. Pinokio przeżywa kolejne przygody, a każda z nich zdaje się odrębną historią, nie zawsze przystającą do pozostałych. Na poczucie rozbicia wpływają także różnice stylistyczne między kolejnymi nowelkami. Początek przytłacza realizmem, więc nagłe wejście elementów baśniowych nieco zgrzyta. Z kolei postaci zwierzęce czasem są niezwykle "ludzkie" (jak Lis i Kot), a innym razem stanowią przedziwne hybrydy (Świerszcz).

Reklama

Podobnie jak w "Pentameronie", niedostatki narracyjne Garrone nadrabia imponującą inscenizacją. Wielbiciele twórczości włoskiego reżysera od razu rozpoznają jego styl i podobieństwa np. do "Dogmana". Warstwa wizualna nie będzie jednak atrakcyjna dla najmłodszych. Pozbawiona kolorów, z miejscami przerażającą scenografią i charakteryzacją, okaże się raczej pożywką dla ich koszmarów niż dobrej zabawy - nie wspominając o niektórych obrazach, jak tytułowy bohater powieszony na drzewie przez rabusiów lub osiołek z kamieniem u szyi, którego właściciel cyrku wrzuca do morza.

Paradoksalnie polski dystrybutor zdecydował się wprowadzić do naszych kin wyłącznie wersję z dubbingiem. Z tego powodu nie można w pełni docenić aktorstwa, przede wszystkim Roberta Benigniego wcielającego się w stolarza Geppetta. Aktor i reżyser, który w 2002 roku popełnił swoją niesławną wersję "Pinokia" (wcielił się w niej w tytułową rolę), wydaje się idealny do roli ojca gotowego zrobić wszystko dla swojego syna. Pod okiem Garrone trzyma na wodzy także swoją nadmierną ekspresję, dając tym samym bardzo wyważoną kreację.

Opowieść o pacynce, która bardzo chciała być prawdziwym chłopcem, w wykonaniu twórcy "Gomorry" jest specyficznym dziełem: utrzymanym w duchu książki, skierowanym bardziej do dojrzałych odbiorców, które częściej przestraszy, niż rozbawi. Na pewno jest filmem wartym sprawdzenia. Najmłodszym zaproponowałbym jednak inną adaptację.

6/10

"Pinokio" (Pinocchio), reż. Matteo Garrone, Włochy 2019, dystrybucja: Kino Świat, premiera kinowa: 9 października 2020 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pinokio (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama