Reklama

"Piąta władza": Edward Cullen powraca [recenzja]

"Piąta władza" staje się dopełnieniem trylogii o Bogach Ery Internetu, na którą składają się także opowiadający o założycielu Facebooka "Social Network" Davida Finchera i film o ojcu Apple'a - "Jobs" Joshuy Michaela Sterna. Obraz Billa Condona jest z nich zdecydowanie najsłabszy.

W ostatniej odsłonie przygód Jamesa Bonda, Q w ciele Bena Whishawa mówi do niego: "Jednym kliknięciem jestem w stanie zdziałać więcej, niż ty z całą swoją galanterią". Te znamienne słowa Bill Condon rozwija w ponad dwugodzinny film. O ile jednak w "Skyfall" zdanie to było ostatecznym policzkiem wymierzonym w twarz najsłynniejszego agenta Jej Królewskiej Mości, o tyle w filmie o Julianie Assange'u, założycielu WikiLeaks staje się banałem włożonym w usta idealisty swoich czasów.

Assange w osobie Benedicta Cumberbatcha staje się bojownikiem o dostęp do informacji, który nie cofnie się przed niczym, byle tylko odkryć prawdę przed czytelnikami. Scenarzyści usilnie starają się ciskać mu kłody pod nogi w postaci dylematów moralnych, jak anonimowość i bezpieczeństwo informatorów WikiLeaks, ale protagonista zdaje się o nie potykać. Bo etyka dziennikarska to w jego mniemaniu archaizm, który odchodzi do lamusa tak samo, jak prasa drukowana.

Reklama

Nie ma w portrecie Assange'a rys i pęknięć. Są tylko żłobienia przykryte sztandarami, które niesie. Bohater jest tak jednolity, jak jego blond fryzura, nie ma w sobie żadnego konfliktu. Nawet jeśli początkowo jego uporczywa walka z systemem przyciąga, szybko okazuje się, że mamy do czynienia z Edwardem Cullenem ze "Zmierzchu", który Condon wcześniej wyreżyserował, tyle że w wersji cyfrowej. Różnice są takie, że pragnienie krwi zamieniono na pragnienie informacji, a samoopanowanie wampira - na uzależnienie Assange'a. Szybko pojawia się też urocza Bella - tu w postaci Daniela Domscheita-Berga (Daniel Brühl), który łatwo daje się omotać sloganom kolegi.

Zaślepiony pięknem (i utopijnością) idei WikiLeaks poszedłby za bohaterem nawet w ogień, ale nie do łóżka (wiadomo, Condon dał się już poznać jako wyjątkowy konserwatysta w tej kwestii, pozwalając Edwardowi i Belli skonsumować związek dopiero po ślubie). Oczywiście, nie potrzeba aż takiej pikanterii, żeby relacji tej dwójki nadać smaku, ale reżyser nawet się o to nie stara. Zamiast wskrzesić ogień w opowiadanej historii, grzecznie interpretuje fakty, bez refleksji i bez komentarza.

Co gorsza, wykorzystuje do tego nieatrakcyjną formę. Animacje są tak mało oryginalne, że w świat cyfrowych informacji wchodzimy tak, jakbyśmy żyli w czasach przed "Matriksem". Wygląda na to, że twórcom zależało na tym, żeby ich film trzymał poziom szaty graficznej WikiLeaks. Jeśli tak było, udało się.

3/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Piąta władza" ("The Fifth Estate"), reż. Bill Condon, USA 2013, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa: 25 października 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy