Reklama

Parasolki górą!

"Żona doskonała", reż. Francois Ozon, Francja 2010

Styl Francois Ozona można lubić lub nie. Najczęściej trudno pozostać obojętnym, bo albo z odpowiednim dystansem wciągamy się w jego wystylizowane światy, albo działają one na nas jak płachta na byka. "Żona doskonała" to kolejna zabawa lukrowaną formą, w której tym razem Ozon zachował dystans do siebie jako twórcy, czego zabrakło w ostatnim jego filmie "Ricky". Pozostaje pytanie, czy to nie zasługa niezwykłej aury, jaką roztacza Catherine Deneuve?

Ozon zainteresował się sztuką "Potiche" Pierre'a Barilleta i Jean-Pierre'a Grédy już 10 lat temu, ale - jak przyznał - dopiero teraz znalazł dla niej klucz. Inspiracja przyszła przy okazji pracy nad filmem o Nicolasie Sarkozym i wyborów prezydenckich we Francji, w których walczyła Ségolene Royal. I tak w historii rodzącej się samoświadomości "żony trofeum" ("potiche" oznaczać może tzw. "trophy wife", żonę bogatego męża, której rola sprowadza się do ładnego uśmiechu) pojawiły się wątki polityczne, gdy główna bohaterka decyduje się kandydować w wyborach na burmistrza miasta.

Reklama

"Żona doskonała" to Suzanne (Catherine Deneuve), zdradzana z sekretarką przez męża, Roberta (Fabrice Luchini), właściciela fabryki produkującej parasolki. Gdy wybucha strajk, Robert zostaje wzięty na zakładnika, a wkrótce zaczyna mieć poważne problemy z sercem. Nieoczekiwanie dla otoczenia - zwłaszcza dwójki dzieci głównych bohaterów - Suzanne przejmuje dowodzenie w fabryce i... radzi sobie całkiem nieźle. Przy okazji wychodzi jej dawny romans z lokalnym politykiem z partii komunistycznej i szefem związków zawodowych - Mauricem Babinem (Gérard Depardieu).

Ozon postanowił nie uwspółcześniać akcji, która rozgrywa się w 1977 roku. Według twórcy był to dla Francji ciekawy i barwny czas, gdy partia komunistyczna miała 20-procentowe poparcie, kobiety powoli usamodzielniały się, nie wspominając o ruchach kontrkulturowych, modzie i stylu. Dystans czasowy pozwolił poruszyć nadal aktualne kwestie polityczne, wykreować filmową aluzję do czasów współczesnych, kryzysu ekonomicznego, politycznej kariery kobiet, które nadal walczą z dyskryminacją i patriarchalnym stylem myślenia, a jednocześnie zachować lekkie, komediowe tony.

Ponoć reżyser chciał uniknąć sentymentalnego powrotu do czasów, które pamięta z dzieciństwa - do dzwonów, tamtych fryzur i strojów. Paradoksalnie jednak to właśnie owa podróż w czasie i podszyta nutką nostalgii zabawa w budowanie kolejnych filmowo-kulturowych odwołań urzeka bardziej niż próba kreowania politycznej alegorii dnia dzisiejszego.

W przeciwieństwie do większości swoich poprzednich filmów Ozon wychodzi ze studia i wykorzystuje plenery, wielokrotnie odwołując się do Douglasa Sirka. Inspirację mistrzem melodramatów z lat 50. widać u Ozona przez cały film - od lukierkowo-ironicznej sceny porannego joggingu Suzanne, zachwyconej kopulującymi króliczkami i sarenką, przez pokryte pluszem telefony, wszechobecne róże jako gwiazdy drugiego planu, w końcu motyw dzieci, które okazują się o wiele bardziej konserwatywnie nastawione do życia niż ich rodzice (jak pozornie nowoczesna Joëlle, ostatecznie niewykazująca "kobiecej solidarności"). Ozon krąży między latami 50. i 70., a zabawa stylistyką sprawia mu niezwykłą przyjemność, co ostatecznie przenosi się na widza.

Nostalgię wzbudza Catherine Deneuve (nieustająco piękna) i Gérard Depardieu, którzy tak często odgrywali filmowych kochanków, tu pojawiają się jako para wspominająca czasy młodości i dawnych miłosnych uniesień. Ich wspólny taniec to klasa sama w sobie. Dla Ozona sama Deneuve jako gwiazda francuskiego kina to filmowa podróż w czasie, czemu daje wyraz, przywołując klimat filmów Deneuve reżyserowanych przez Jacquesa Demy - "Parasolek z Cherbourga", "Panienek z Rochefort", czy w końcu "Księżniczki w oślej skórze". W nietypowej dla siebie roli sprawdza się Fabrice Luchini, aktor znany z filmów Erica Rohmera.

Jedynie Jérémie Renier i Judith Godreche czują się nieswojo w swoich rolach, nie do końca pewni, na ile przebieranki Ozona to zabawa na serio, a na ile farsa. A szkoda, bo stylizowana na Farrah Fawcett z "Aniołków Charliego" Joëlle czy Laurent, z wyglądu przypominający Superstar Kena (modelu lalki debiutującego pod koniec lat 70.) jako syn homoseksualista nieopacznie wdający się w kazirodczy romans, mogli stanowić doskonałą zabawę drugiego planu jako produkt ścierających się ideologii i trendów lat 70.

W "Żonie doskonałej" udało się Ozonowi uniknąć pułapki, w którą wpadł przy okazji "8 kobiet" - filmu przyjemnego, ale przestylizowanego, gdzie forma zabrała fabule życie. W przypadku swojej najnowszej produkcji pozostawia odpowiednią przestrzeń, która pozwoliła nie przytłoczyć samej treści, ale smakować uroczą w swym duchu nostalgiczną podróż.

6/10


Chcesz pójść do kina na film "Żona doskonała" lub na inną interesującą cię produkcję, a nie wiesz gdzie i o której możesz ją obejrzeć? Sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gora | żona | ozon
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy