Reklama

"Odwróceni zakochani": Pamięć absolutna

Kirsten Dunst nie ma ostatnio szczęścia do ról. Zdecydowała się zagrać nie tylko w rubasznej i nieśmiesznej komedii "Wieczór panieński", ale też w nieudanej love story "Odwróceni zakochani". Aktorce zdecydowanie przyda się nowy agent, a jej fanom ostrzeżenie: nowy film z Dunst dla własnego dobra powinniście sobie odpuścić.

Wyobraźcie sobie, że patrząc w niebo, nie widzicie słońca ani księżyca. Nie ma Kosmosu, a spomiędzy chmur odcieniami czerwieni nie mieni się Melancholia. Jest za to inna planeta - zamieszkana przez ludzi Ziemia Prim. Niby wszystko jest na niej takie samo, a jednak jakieś inne - lepsze, ciekawsze, bogatsze. Oczywiście migracja pomiędzy uboższym Dołem a zamożną Górą nie wchodzi w grę. I to nie tylko ze względów na różne grawitacje. Podziały leżą także w interesie władzy. Ale - wiemy o tym nie od dziś - zakazy są po to, żeby je łamać. A cóż podsyca bunt bardziej jeśli nie miłość?

Reklama

W "Odwróconych zakochanych" ta rodzi się między reprezentującym Dół Adamem (Jim Sturgess) i przedstawicielką Góry - Eden (Kirsten Dunst). Klasyczny mezalians twórcy ubrali w szaty utkane z innych modnych produkcji. Dystrybutor reklamuje film jako historię z "Romea i Julii" w świecie "Incepcji", ale Juan Diego Solanas i spółka kopiują motywy także ze "Zmierzchu" czy "Igrzysk śmierci". Gołym okiem widać, że jest to filmowy second hand.

"Odwróceni zakochani" to próba połączenia dwóch światów nie tylko na ekranie, ale także w wymiarze gatunkowym: twórcy kliszę love story włożyli w ramę science-fiction, uzupełniając efekt o niepokoje Philipa K. Dicka. Niestety, nic z tego mariażu nie wynika. Owszem, można doszukać się tutaj na siłę krytyki korporacji i pochwały dla programów rządowych zasobnych krajów wspierających młodych-zdolnych z uboższych państw, ale są one w filmie obecne raczej przez przypadek.

Rozumienie science-fiction ogranicza się do kreacji podwójnego świata. Jeszcze znośnie wyglądają sceny w pomieszczeniu biurowca, w którym pracuje Adam, gdzie po podłodze chodzą pracownicy z Dołu, a po suficie - z Góry. Za to zupełnie nudne są szerokie plany. Gąszcze biurowców zamiast zapierać dech w piersiach rozmachem i spektakularnością, wyglądają jak wykonane z tektury makiety.

Z postępem technologicznym obraz jest zupełnie na bakier. W świecie przedstawionym udaje się wynaleźć, na przykład, krem na zmarszczki, który w dziesięć minut wygładza największe bruzdy na twarzy (nawet mordkę mopsa zamienia w pupę niemowlęcia), ale na kamery przemysłowe nikt tam jeszcze nie wpadł. Dlatego też główny bohater z powodzeniem może penetrować zakazane obszary firmy i podkradać materiał, z którym pracuje. Absurd goni absurd.

Zawiedzeni poczują się także miłośnicy wszelkiej maści melodramatów. "Odwróceni zakochani" operują dobrze znanym schematem: bohaterowie kochają się, ale w wyniku wypadku ona traci pamięć. Miłość trzeba więc rozpalić na nowo. Jednak z ekranu bucha taki żar uczuć, że przez dwie godziny nie byłby w stanie stopić pojedynczego płatka śniegu. Emocji także próżno tu szukać. Jeżeli więc szukacie wzruszeń w klimacie "I że cię nie opuszczę", "Pamiętnika" czy "50 pierwszych randek", które takim schematem także operowały, to zamiast do kina idźcie do wypożyczalni, gdzie dostaniecie tamte filmy. Będziecie się bawić lepiej, nawet jeżeli nie do końca wam się podobały.

2/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Odwróceni zakochani" ("Upside Down"), reż. Juan Diego Solanas, Francja. Kanada 2012, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 7 września 2012 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kirsten Dunst | recenzja | aktorzy | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy