"Oblicze mroku": Wieczny weltschmerz

India Eisley w scenie z filmu "Oblicze mroku" /materiały prasowe

Jedno trzeba przyznać "Obliczu mroku": odznacza się bezwzględną zgodnością treści i formy. Film ten opowiada o udręczonej nastolatce i wygląda tak, jakby został zrealizowany przez udręczoną nastolatkę, mimo że jego reżyserem i zarazem scenarzystą jest Assaf Bernstein, który na chwilę obecną liczy sobie już czterdzieści osiem lat.

Siedemnastoletnia Maria (India Eisley) cierpi z powodu wyjątkowo dotkliwego welstchmerzu. Blada i apatyczna, przypomina bardziej nieszkodliwego, zabłąkanego ducha niż żywą osobę. Tak jak to z reguły bywa w tego rodzaju przypadkach, w dużej mierze za ten stan rzeczy odpowiedzialna jest tak zwana sytuacja rodzinna. W domu Marii panuje atmosfera chłodu, sztuczności i cichej grozy rodem z katalogów Ikei. Puste rozmowy, bezużyteczne rady, fermentujące sekrety. Matka (Mira Sorvino) jest zaledwie wydrążoną, usilnie uśmiechniętą kukłą, ale ojciec (Jason Isaacs) okazuje się potworem - jakże jednak może być inaczej, skoro wykonuje przerażający zawód chirurga plastycznego?

Reklama

Maria bynajmniej nie odnajduje emocjonalnego ciepła w gronie rówieśników. Przyjaźń jest fikcją, miłość - snem, a przemoc codziennością. W obowiązkowej scenie szkolnego balu, który odbywa się na lodowisku, niepotrafiąca jeździć na łyżwach Maria przewraca się, po czym w ramach okrutnego żartu zostaje przeciągnięta po zimnym i śliskim parkiecie. Dzieciaki z "Carrie" miały przynajmniej trochę więcej fantazji i wylały tytułowej bohaterce na głowę wiadro świńskiej krwi.

Wszystko źle, źle, źle. Nic dziwnego, że Maria zaczyna rozmawiać ze swoim odbiciem w lustrze; odbicie to ożywa - co jest szalenie wymowne lub całkowicie pozbawione znaczenia - kiedy bohaterka oddaje się desperackiej masturbacji. Dziewczyna z drugiej strony srebrnej tafli wygląda jak ona, ale jest pewniejsza siebie, twardsza. Z czasem zamienia się z nią miejscami i w zewnętrznym świecie zabiera się do robienia tych wszystkich kuszących i zakazanych rzeczy, o których Maria mogła jedynie marzyć. Nasuwają się skojarzenia z "Doktorem Jekyllem i panem Hydem". I ze "Studentem z Pragi". A także teledyskiem do "Crawling" Linkin Park.

"Oblicze mroku" jest banalne, toporne i okazjonalnie bzdurne, a do tego - i to jest jego największa, śmiertelna wada - utrzymane w ekstremalnie poważnej tonacji. Zdjęcia, na których dominują przeróżne odcienie ciemności; ścieżka dźwiękowa składająca się głównie ze złowrogich pomruków; aktorzy, którzy grają bez śladu luzu i dystansu. To absurdalne, ale film jest nakręcony z takim namaszczeniem, jakby Bernstein naprawdę wierzył w artystyczny potencjał swojej gówniarskiej, głupawej historyjki.

2/10

"Oblicze mroku" [Look Away], reż. Assaf Bernstein, USA 2017, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa 2 listopada 2018 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Oblicze mroku
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama