"Obce niebo" [recenzja]: Zrozumieć nadwiślański temperament

Barłomiej Topa i Agnieszka Grochowska w filmie "Obce niebo" /Monika Lenczewska / Next Film /materiały dystrybutora

"Obce niebo" to film cokolwiek problematyczny w ocenie. Nietrudno "kupić" jego intencje. Jednak sposób, w jaki reżyser rozgrzesza swoich bohaterów z popełnionych przezeń błędów, budzi wątpliwości.

Bohaterami są Basia, Marek i Ula - rodzina polskich imigrantów, która osiedliła się w Szwecji. Jakoś nie potrafią wgryźć się w system funkcjonowania nowego kraju. Trudno się dziwić, skoro ich życie toczą wewnątrzrodzinne problemy. Marek zdradził Basię. Mężczyzna próbuje odkupić swój błąd, ale zraniona kobieta nie potrafi zdobyć się na wybaczenie. Cierpi na tym córka, której agresywne zachowanie budzi w szkole niepokój opieki społecznej. Bezduszny urząd krok po kroku zbiera dowody na nieodpowiedzialność polskich rodziców. Wreszcie Ula trafia pod skrzydła przydzielonej przez państwo rodziny zastępczej, a postawieni przed faktem dokonanym polscy rodzice muszą zjednoczyć się, by móc ją odzyskać.

Reklama

Gajewski do pewnego momentu nie rzuca oskarżeniami. Wina leży tak po stronie rodziców, jak i nie starających się zagłębić w ich sytuację, działających z klapkami na oczach pracowników socjalu. W pewnym momencie sytuacja z nieporozumienia przechodzi w absurd, trudny do uwierzenia. Bo czy rzeczywiście tak łatwo można odebrać komuś latorośl, pozbawić go prawa spotykania się z osobą, którą kocha się najmocniej na świecie?

Dla Polaków niezaznajomionych ze szwedzkimi realiami "Obce niebo" może wydać się interesujące jako film antysystemowy. W zderzeniu z systemem jednostka nie ma szans. Wiemy o tym nie od dziś, ale czy podejrzewalibyśmy, że właśnie w Szwecji sytuacja kochających przecież dziecko rodziców może stać się aż tak tragiczna? Jak pokazują przykłady osób, które zagrzały w tym kraju na dłużej, wykreowana przez reżysera historia (podparta zresztą autentycznymi doświadczeniami pewnej Polki) nie jest niemożliwa do zaistnienia. Pod uwagę warto wziąć zwłaszcza głosy samych Szwedów, którzy utrzymują, że Polakowi niewiarygodność można zarzucić tylko w jednym przypadku - wygładzenia rzeczywistości. Twierdzą oni, że w ich kraju służby socjalne są ponoć o wiele bardziej bezwzględne. Do rozjuszenia ich nie trzeba podobno posuwać się aż do zastosowania względem dziecka  fizycznej przemocy, której tu w delikatnym stopniu doświadczyła Ula.

I ten właśnie aspekt filmu - świetnie zagranego przez Bartłomieja Topę i Agnieszkę Grochowską, dobrze wyreżyserowanego i nakręconego - budzi największe wątpliwości. Wynika bowiem z niego, że rodzicom, którym puściły nerwy i wymierzyli dziecku klapsa, można - jeśli nie: należy - łatwo odpuścić. Ot, chwila zapomnienia. Zdarza się. Szwedzi, którzy - jak to Szwedzi - mają w filmie ogromny problem z wyrażaniem emocji, duszą je w sobie, nie są w stanie zrozumieć naszego nadwiślańskiego temperamentu. Ich wina. W Polsce nad tą chwilą słabości moglibyśmy przecież przejść do porządku dziennego. Tu nad takim potknięciem socjal nie zainteresowałby się. A przecież powinien.

6/10

"Obce niebo", reż. Dariusz Gajewski, Polska, Szwecja 2015, dystrybutor: Next Film, premiera kinowa: 16 października 2015

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Obce niebo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy