"O ojcach i synach" [recenzja]: Jądro ciemności

"O ojcach i synach" był w tym roku nominowany do Oscara w kategorii najlepszy dokument /materiały prasowe

Przez dwa i pół roku reżyser Talal Derki mieszkał z rodziną dżihadysty. Jadł z nim, modlił się, przysłuchiwał codziennym rozmowom, jeździł do miejsc egzekucji. Przede wszystkim bacznie przyglądał się temu, jak mężczyzna wychowuje swoich synów. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko jądra ciemności.

Nie po raz pierwszy Talal Derki, urodzony w rodzinie syryjskich Kurdów w Damaszku, obecnie berlińczyk, ryzykował życiem, żeby przybliżyć widzom sytuację w Syrii. Niecałe dziesięć lat temu udał się z kamerą do serca oblężonego i zniszczonego działaniami wojennymi miasta Homs. Razem z rebeliantami przesiadywał tygodniami w piwnicach walących się kamienic. Obserwował ich działania, pytał, rozmawiał, aż przedstawił dokument "Powrót do Homs".

Tym razem poszedł jeszcze dalej - postanowił dotrzeć do źródeł choroby, która toczy jego kraj. "Uciekłem daleko, żeby uniknąć niesprawiedliwości i śmierci. My zaczęliśmy budować nowe domy na wygnaniu, a w starym domu, który zostawiliśmy, dżihad salaficki wszedł w złoty wiek" - mówi na początku swojego nowego filmu - "O ojcach i synach". "Wojna zasiała ziarna nienawiści między sąsiadami oraz braćmi i teraz salaficki dżihad zbiera jej owoce" - dodaje. Seans nie pozostawia wątpliwości, że te owoce są nie tylko bardzo gorzkie, ale i zdeformowane na tyle, że chyba nigdy nie wydadzą innych plonów. Nadziei szukać próżno.

Reklama

Podając się za sympatyzującego z dżihadystami fotoreportera wojennego, Talal Derki przekroczył granice prowincji Idlib w północnej Syrii (terytorium kontrolowane przez powiązany z al-Kaidą Front an-Nusra). Zamieszkał w domu bojownika Abu Osamy, który od zawsze "fascynował się talibami", słucha radykałów i pieśni, wedle których "wyznawcy Allaha zniszczą was, nieważne ile to zajmie", "hojnie przeleją krew". Przede wszystkim zaś czynnie angażuje się w działania zbrojne i uczestniczy w egzekucjach. Żyje tylko dla wojny i tylko ją wpaja swoim synom. Chłopcy nie znają i nie poznają innego świata. Od urodzenia są indoktrynowani, właściwie programowani na jeden cel: walczyć i - jeżeli trzeba - z radością oddać życie za sprawę, Allaha i kalifat.

Najmłodszy syn nie potrafi jeszcze chodzić, ale już recytuje słowa Koranu. Starsi wypisani zostają ze szkoły i ślepo wierzą ojcu w to, jak złe jest to miejsce. Sens ma dla nich tylko szkoła dla bojowników. Sens ma tylko naśladowanie ojca - bo przecież jak dla każdego dziecka, taki i dla nich tata jest bohaterem i oni chcą być tacy sami. Gdy zabijają pisklę - tak, jak on "poderżnął gardło tamtemu człowiekowi", Abu Osama poucza ich jedynie delikatnie, że "ptaki są po to, żebyśmy je jedli". Przeciwstawić nie może się matka, ciotka, czy siostra - bo kobiet w tym świecie... nie ma. Ich miejsca (za murami domów) i roli (służebnej) w tej społeczności chłopcy uczeni są też od maleńkości. Przeciwstawić się, obiecać czegoś innego nie może też świat zewnętrzny. Za oknem domu Abu Osamy rozciąga się straszliwy krajobraz powojennych zniszczeń - ruiny bloków, domów i mostów, wraki samochodów. Po łące nie można chodzić, gdyż ciągle są tam miny. Panuje bieda (a bojownicy wolą wydawać pieniądze na amunicję, niż na jedzenie dla dzieci). Naprawdę nie ma niczego, co mogłoby rozbudzić ciekawość dzieci i skłonić je do jakiegoś buntu.

Bardzo to gorzka lekcja dzisiejszego świata i film, po którym trudno spokojnie zasnąć. Być może Talal Derki przekroczył pewne granice etyczne - przed Abu Osamą prowadził jakąś grę, coś udawał, ale przecież inaczej nigdy byśmy się w tym domu nie znaleźli. Czy istnieje inna Syria? Czy to tylko portret jakiejś radykalnej mniejszości? "O ojcach i synach" od odpowiedzi woli pytania. Reżysera nie interesuje też tropienie politycznych przyczyn, historycznych uwarunkowań i międzynarodowych finansowych powiązań siatek terrorystycznych. Zostawia to innym.

Sam jest po prostu (aż) z człowiekiem, który (jak każdy ojciec) kocha swoje dzieci i wcale nie życzy im śmierci. Ale nie potrafi inaczej. Przekazuje im dalej swoją ideologię. Mechanizm jest bezwzględny. Czy sam jest ofiarą? Czy oprawcą? Jednym i drugim? "Kiedy byłem mały, ojciec nauczył mnie spisywać swoje koszmary, żeby nie wracały" - te słowa również padają z ust Talala Derkiego w pierwszych ujęciach filmu. Czy "O ojcach i synach" może sprawić, że ten koszmar zniknie i kolejne pokolenia nie będą uczyć się nienawiści i poczucia krzywdy już od urodzenia? Cóż, Stany Zjednoczone właśnie wyznaczyły milion dolarów za informacje o Hamzie bin Ladenie, synu Osamy, rosnącym w siłę nowym przywódcy al-Kaidy...

10/10

"O ojcach i synach" [Of Fathers and Sons], reż. Talal Derki, Syria, Niemcy, Liban, Katar 2017, dystrybutor: Krakowska Fundacja Filmowa, premiera kinowa 1 marca 2019 roku.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy