"Nowiny ze świata": Typowy film z Tomem Hanksem [recenzja]

Tom Hanks w filmie "Nowiny ze świata" /Universal/Courtesy Everett Collection /East News

Tom Hanks, jak niegdyś James Stewart, jest obecnie "dobrym duchem Ameryki". Aktor przeważnie wciela się w postaci obarczone osobistymi demonami, które w obliczu zagrożenia starają się postąpić słusznie, natomiast wobec pozostałych bohaterów wykazują się empatią i zrozumieniem. "Nowiny ze świata" Paula Greengrassa można nazwać, z braku lepszego określenia, "typowym filmem z Tomem Hanksem". W tle wielka historia, w centrum on - dobry, ale nie idealny, posiadający wady i popełniający błędy - a po seansie podniesieni na duchu widzowie ocierają łzy wzruszenia.

W 1870 roku, pięć lat po zakończeniu wojny secesyjnej, kapitan Jefferson Kidd (Tom Hanks) zarabia na życie, jeżdżąc po teksańskich mieścinach i odpłatnie czytając zgromadzonym mieszkańcom gazety. Podczas kolejnej podróży mężczyzna trafia na dwunastoletnią Johannę (Helena Zengel). Dziewczynka została porwana i wychowana przez plemię Kiowów. Teraz ma trafić do wujostwa, a jej eskortą, chcąc nie chcąc, zostaje Kidd. Dwójka bohaterów wyrusza w niebezpieczną podróż przez Teksas, podczas której będą się mierzyć nie tylko z bandytami i siłami natury, ale swoimi traumami przeszłości.

Greengrass i Hanks współpracowali wcześniej w 2013 roku przy okazji "Kapitana Phillipsa". W porównaniu z emocjonującym thrillerem, opowiadającym o porwaniu załogi kontenerowca przez somalijskich piratów, "Nowiny ze świata" są opowiedziane o wiele spokojniej. Podczas seansu nie zaznamy nagłych skoków adrenaliny i efektownego montażu, które kojarzą się z osobą reżysera od czasu jego pracy nad serią o Jasonie Bournie.

Reklama

Nie oznacza to jednak, że film stanowi odejście od technicznej wirtuozerii, do której przyzwyczaił nas twórca "Krwawej niedzieli". Od strony formalnej wszystko dopięte jest na ostatni guzik. Szczególne wrażenie robią wspaniałe zdjęcia Dariusza Wolskiego, który za swoją pracę otrzymał pierwszą w karierze nominację do Oscara.

Problemem okazuje się fabuła - podana wspaniale, ale sama w sobie bardzo sztampowa i nierozwijająca swoich najciekawszych aspektów. Najbardziej szkoda niecodziennego fachu Kidda i jego zdolności oratorskich, które nie odgrywają większej roli w samej historii (zaledwie raz pozwalają wyjść bohaterom z opresji). Na drugim planie kwitnie z kolei krajobraz powoli dochodzącego do siebie po porażce w wojnie secesyjnej Południa oraz jej weteranów, teraz zapomnianych i zostawionych samych sobie. Wątek ten pojawia się głównie w dialogach (np. deklaracjach byłych żołnierzy, chcących porwać Johannę) i na długi czas znika z ekranu w drugiej części filmu, wybrzmiewając nieco w finale podróży Kidda.

Wszystkie wyżej wymienione aspekty są jednak jedynie tłem dla docierania się wyrozumiałego kapitana i przerażonej, nieznającej angielskiego nastolatki. Chociaż ich relacja przebiega wedle znanego wszystkim schematu, działa ona dzięki dwójce aktorów. Hanks nawet w swoich słabszych filmach zawsze prezentuje wysoki poziom, a swych bohaterów, pozornie czystych jak łza, obarcza bagażem wątpliwości, czyniąc ich tym samym bardziej ludzkimi. Odkryciem filmu jest wcielająca się w Johannę Helena Zengel, nieodstępująca kroku ikonie kina. Ostatecznie "Nowiny ze świata" mają przede wszystkim wzruszać - i chociaż środki użyte do tego są nader oczywiste, to jak najbardziej działają.

7/10

"Nowiny ze świata" (News of the World), reż. Paul Greengrass, USA 2020, dystrybucja: Netflix, premiera: 10 lutego 2021

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nowiny ze świata | Tom Hanks
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy