"Nienasyceni" [recenzja]: Oślepieni słońcem

Kadr z filmu "Nienasyceni" /materiały dystrybutora

Reżyser Luca Guadagnino zaprasza widzów do raju. Na włoskiej wyspie odpoczywa para kochanków: królowa rocka Marianne (Tilda Swinton), leczącą nadwerężone struny głosowe i reżyser Paul (Matthias Schoenaerts), mający za sobą walkę z nałogiem. Z niezapowiedzianą wizytą przylatują do nich producent muzyczny Harry (Ralph Fiennes) i jego córka Penelope (Dakota Johnson). W grupie raźniej?

Zanim widzowie poznają odpowiedź na to tendencyjne pytanie, wakacje trwają w najlepsze. Bohaterowie opalają się, pluskają w basenie, jedzą, piją, spacerują pośród białych skał i wąskich uliczek, słuchają muzyki, biorą udział w wieczorkach karaoke, opowiadają kombatanckie, rockandrollowe anegdoty, spoglądają na siebie zza ciemnych okularów, prężą ciała - i rzecz jasna - uprawiają seks. To wszystko, te sceny, które mogłyby znaleźć się w teledysku Rihanny lub reklamie wysokiej klasy biura turystycznego, stanowi główną treść "Nienasyconych".

Reklama

Film wypełnia atmosfera dobrej zabawy. Bawią się aktorzy, przede wszystkim Fiennes, który szaleje i szarżuje, wcielając się w doświadczonego libertyna. Bawi się reżyser, który z polotem inscenizuje kolejne posiadówki i celebruje jasną, zmysłową stronę świata. Bawią się też widzowie - miło jest przebywać w towarzystwie bogatych, pięknych i charyzmatycznych ludzi, razem z nimi doświadczać lekkości bytu, która może i jest czasem nieznośna, ale i tak pozostaje lepsza od mieszkania w Polsce i pracy na śmieciówce.

Pod powierzchnią sielanki czai się jednak niepokój. Łączący bohaterów układ jest - używając modnego eufemizmu - skomplikowany. Marianne i Harry byli kiedyś partnerami, co budzi w Paulu poczucie dyskomfortu; Penelope pełni w tym towarzystwie rolę ciekawostki i intruza. W prowadzonych przez nich rozmowach od czasu do czasu pobrzmiewają szyderstwo i prowokacja, a na ich twarzach uśmiech coraz częściej zostaje zastąpiony przez grymas. Kryzys musi nadejść i wreszcie nadchodzi.

Powoli, wręcz od niechcenia rozwijająca się intryga pełni instrumentalną funkcję: nadaje wektor ekranowym wydarzeniom i podsyca ciekawość widzów. Jednak nawet w swojej niezbyt wymagającej kategorii scenariusz "Nienasyconych" okazuje się miałki i tautologiczny. Retrospekcje i zwroty akcji rzadko mówią coś ciekawego o bohaterach i ich relacjach - z reguły potwierdzają to, co wydawało się jasne już od pierwszych scen, co dało się wyczytać z poszczególnych zdań i gestów. Kulminacja jest na wyrost tragiczna, a przy tym pozbawiona znaczenia - nie przynosi żadnego olśnienia, katharsis czy chociażby przestrogi; to tylko tani narracyjny zawijas.

W rezultacie "Nienasyceni" wydają się filmem na niby, filmem-ściemą: dramatem, który nie ma emocjonalnego ciężaru; thrillerem, którym nie trzyma w napięciu; opowieścią, na którą składa ciąg luźno połączonych pocztówek. Jego wady nie są jednak w pełni przyćmić płynącej z seansu przyjemności. Rozczarowanie nie jest zbyt wysoką ceną za kilka, kilkanaście chwil spędzonych w raju.

6/10

"Nienasyceni" (A Bigger Splash), reż. Luca Guadagnino, Francja, Włochy 2015, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 20 maja 2016 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nienasyceni (2015)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy