"Niemiłość" [recenzja]: To tylko koniec świata

Kadr z filmu "Niemiłość" /materiały dystrybutora

Kilka dni temu ogłoszono nominacje do Oscarów. Andriej Zwiagincew ma kolejną szansę, by wreszcie otrzymać statuetkę Amerykańskiej Akademii Filmowej. Po politycznym “Lewiatanie", który kilka lat temu musiał uznać wyższość "Idy", rosyjski reżyser zaprezentował film dużo bardziej społeczny. “Niemiłość" to metafora naszych czasów, brutalny obraz o tym, że straciliśmy sens.

Jest zima roku 2012 i jak przypomina radio, według kalendarza Majów wkrótce nastąpić ma koniec świata. Nie będzie trzęsienia ziemi ani spektakularnych wybuchów, ale na pewno skończy się dotychczasowy świat Żeni i Borysa, młodego małżeństwa, które postanawia się rozwieść. Każde z nich ma własne plany, nowe domy i partnerów. Wystarczy sprzedać wspólne mieszkanie. No i zadecydować, co stanie się z Aloszą, 12-letnim synem, który nie pasuje do nowego życia żadnego z nich. Chłopiec postanawia wyręczyć rodziców i pewnego dnia po prostu znika.

Zaginięcie syna rozpoczyna długie poszukiwania - symboliczną podróż, która diagnozuje problem w rodzinie głównych bohaterów. Tytułową "niemiłość" widać nie tylko w sferze prywatnej, ale i publicznej: to zasłyszane w tle doniesienia o wojnie na Ukrainie czy represjach wobec opozycjonistów, to urzędnicza bezduszność policjanta przyjmującego zgłoszenie o zaginięciu i twarze obojętnych przechodniów.

Reklama

Obraz Andrieja Zwiagincewa przepełniony jest snującymi się postaciami, które własne dusze już dawno zaprzedały światu uproszczonych relacji międzyludzkich, zamkniętych w telefonach komórkowych. Reżyser bezwzględnie szydzi z kultury selfie, mediów społecznościowych i pozbawionych wartości rozrywek. Tym emocjonalnym zombie przeciwstawia chyba jedyne dobre duchy filmu. W długich i statycznych ujęciach kamera obserwuje wolontariuszy, poszukujących Aloszy. Ich koordynator przypadkowo staje się terapeutą, przed którym główni bohaterowie w końcu mogą wykrzyczeć tłumione emocje.

"Niemiłość" zachwyca przede wszystkim przemyślaną i logiczną strukturą. Najnowszy film reżysera słynącego z zamiłowania do biblijnych alegorii, jest filmowym ekwiwalentem słów z Księgi Koheleta: "To, co jest, już było, a to, co ma być kiedyś, już jest". Wszystko płynie, ale po młyńskim kole. Znów powtórzymy błędy przodków. Żenia i Borys prowadzą oddzielne, ale niemalże symetryczne życia. Bliźniacze sceny z ich udziałem momentami aż śmieszą karykaturalną powtarzalnością. Bohaterowie tkwią w zaklętym kręgu, który sprawia, że Żenia staje się swoją znienawidzoną matką, a Borys bezmyślnie powtarza błędy młodości.

Niestety Zwiagincew momentami zbytnio upraszcza sylwetki bohaterów, przypisując im postawy kojarzące się ze "zgniłym Zachodem". Odtrącenie dziecka przez Żenię staje się dowodem szkodliwości równouprawnienia, z kolei brak zaangażowania ze strony Borysa - upadkiem właściwego (czyt.: patriarchalnego) modelu rodziny. Dość stereotypowo potraktowana jest również kwestia romansów obojga bohaterów - ona odchodzi do bogatszego, on oczywiście do młodszej. Reżyser krytykuje również religijność Rosjan. Ikony w filmie zobaczymy tylko w dwóch pomieszczeniach. Wiszą u matki Żeni, chrześcijańskiej hipokrytki, która w jednej ręce trzyma różaniec, drugą zaś grozi córce. Znajdują się także w miejscu pracy Borysa, który drży o to, że straci posadę, gdy jego szef, prawosławny ekstremista, dowie się o rozwodzie.

Reżyser po premierze swojego poprzedniego filmu stał się w ojczyźnie persona non grata. "Lewiatana" uznano za film antyrosyjski. "Niemiłość" potrzebowała więc finansowego wsparcia między innymi Niemców i Francuzów. Paradoksalnie Zwiagincew w swoim nowym obrazie najbardziej krytykuje cechy, które jego ojczyzna zapożycza właśnie z Zachodu: konsumpcjonizm, materializm, ateizm. W istocie nie chodzi mu więc o krytykę polityki Kremla czy Cerkwi, a raczej o uzdrowienie społeczeństwa. Nie tylko rosyjskiego, to problem ponadnarodowy.

Długa droga bohaterów Zwiagincewa, szukających zaginionego syna, kończy się na bolesnej konkluzji: współczesną rzeczywistość zdominował egoizm. Innego końca świata nie będzie.

7/10

"Niemiłość" (Nelyubov), reż. Andriej Zwiagincew, Rosja, Francja, Niemcy, Belgia 2017, dystrybutor: Against Gravity, premiera kinowa: 2 lutego 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Niemiłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy