"Niedosyt": Obcy we mnie [recenzja]

Haley Bennett w filmie "Niedosyt" /materiały prasowe

Pustka - to słowo najlepiej opisuje życie Hunter (Haley Bennett). Jej egzystencja podporządkowana jest planom męża (Austin Stowell). Ma towarzyszyć mu podczas firmowych kolacji i pięknie wyglądać, a w międzyczasie doglądać spraw domowych. Także zajście w ciążę wydaje się realizacją planów męża, a nie pragnieniem tkwiącej w apatii kobiety. Momentem nagłego szczęścia jest dla niej pozornie spontaniczne połknięcie szklanej kulki. Od tego czasu Hunter zaczyna sporadycznie konsumować kolejne przedmioty: pionki od szachów, małe figurki, a nawet pinezki. Po wydaleniu dba o nie niczym o trofea. W końcu ma coś swojego.

Streszczenie fabuły przywodzi na myśl makabryczny bodyhorror. Nic bardziej mylnego, dzieło Carlo Mirabelli-Davisa jest jak najdalsze od groteski. Kamera spokojnie śledzi idealnie ubraną Hunter w jej wyjętym z katalogu modowego domu. Reżyser nigdy nie stosuje najprostszych zabiegów - nagłych cięć montażowych lub podbijanych przerażającymi efektami dźwiękowymi jumpscareów. Jednak w przestylizowanym życiu Hunter ciągle utrzymuje się dziwny, ściskający żołądek niepokój - nieważne, czy kobieta rozmawia ze swoją teściową o ciąży, czy oddaje się swej nowej obsesji. Demony (niekoniecznie w przypadku bohaterki) wyzwala dopiero jej przypadłość. Nie są to jednak siły piekielne, a głęboko skrywane emocje: gniew, małostkowość i pogarda.

Reklama

Szybko okazuje się, że o wiele bardziej przerażające od obsesji Hunter jest poczucie zaszczucia, które towarzyszyło jej w związku. Toksyczność jej małżeństwa nie objawia się w formie przemocy. Wynika ona z uprzedmiotowienia kobiety w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Hunter stanowi dla swojego partnera kolejną zdobycz, świadczącą o jego statusie, obok wielkiego domu i drogiego samochodu. W świecie zdominowanym przez wylewających z siebie testosteron samców lub żałosnych przegrywów, błagających o chwilę czułości, jedynym mężczyzną zdolnym do odrobiny empatii okazuje się ten, który sam utracił niemal wszystko, a przez swoich pracodawców także został zredukowany do roli przedmiotu.

Sama Hunter jawi się jako postać tyleż intrygująca, co irytująca. Mirabella-Davis przedstawia ją początkowo jako osobę pozbawioną charakteru, własnego zdania, a nawet elementarnej wiedzy. Podczas obiadu z mężem i jego rodzicami kobieta nie odzywa się nieproszona, zawsze mówi cicho i niepewnie. Gdy partner jest w pracy, czas upływa jej na wykonywaniu obowiązków domowych lub prostych grach na telefonie. Jest na tyle niezorientowana w bieżących sprawach, że potrafi spytać uciekiniera z ogarniętej wojną Syrii o powód jego przyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Widzowie mogą być zniesmaczeni. Mimo to trudno nie czuć do niej jakiejś sympatii. Szczególnie, gdy w oczach świetnej Haley Bennett jarzą się skrajne emocje.

Połykanie kolejnych przedmiotów nie jest dla reżysera sednem filmu, raczej punktem wyjścia dla portretu kobiety ubezwłasnowolnionej, nękanej przez nieprzepracowane traumy. W połowie seansu "Niedosyt" płynnie przechodzi z horroru w film psychologiczny. Wtedy zaczynają się pewne zgrzyty. Wcześniejsze powolne tempo oszczędnie dawkowało informacje dotyczące bohaterów. Niedostatki są szybko nadrabiane - niestety, głównie poprzez deklaratywne dialogi. Pojawiają się także proste wybiegi scenariuszowe (między innymi podsłuchana rozmowa telefoniczna). Mimo to Mirabella-Davis tworzy poruszający portret kobiety pod presją, a swój film zamyka manifestacją wolnej woli bohaterki, z którą - bacząc na obecne spory światopoglądowe - nie każdy będzie się zgadzał.

8/10

 "Niedosyt" (Swallow), reż. Carlo Mirabella-Davis, USA 2020, dystrybucja Velvet Spoon, premiera kinowa 25 września 2020 roku

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama