Reklama

"Nie ma tego złego" [recenzja]: Dlaczego Leo nie jest do kitu

Leo zdobywa nieoczekiwaną sławę, dzięki blogowi byłej żony o jego wadach i równie nieoczekiwanie zakochuje się w nieznajomej kobiecie w dniu jej ślubu. Wszystko jest możliwe w tej uroczej, acz przewidywalnej do bólu kanadyjskiej komedii romantycznej.

Jeremiah Chechik wraca do kina po niemal 10 latach. Laureat Złotej Maliny dla najgorszego reżysera za "Rewolwer i melonik", uznanie zyskał jako twórca reklam. I ich stylistyka przebija z "Nie ma tego złego", choć niekiedy zdaje się być wykorzystywana w celach parodystycznych raczej niż brana na serio.

Chechik to także twórca udanego "Benny i Joon" z Johnnym Deppem, stąd sprawdza się jako reżyser historii o ekscentrycznej miłości ekscentryków.

Leo to niespełniony pisarz, który pracuje na zmywaku u swojego hinduskiego kolegi. W zmywaniu naczyń jest mistrzem, zwłaszcza w żonglowaniu talerzami. Jest zdruzgotany po rozstaniu z żoną, która na dodatek o wszelkich jego intymnych i mniej intymnych wadach pisała na blogu. Blog stał się niesamowicie popularny, zmienił w książkę, a żona zyskała sławę. Podobnie Leo, tylko że jako antybohater.

Reklama

Pewnego razu spotyka Colette i zakochuje się od pierwszego wejrzenie. Problem w tym, że ma to miejsce na jej weselu. Dziewczyna poślubia właśnie Danny'ego, urzeczywistnienie Kena - bogaty, przystojny, prawnik, były Olimpijczyk, angażujący się w pomoc charytatywną dla dzieci. Leo postanawia jednak wbrew przeciwnością zawalczyć o uczucie Colette.

"Nie ma tego złego" sięga do tradycji tzw. screwball comedy, które swoją świetność przeżywały w latach 30.: para dziwaków, odwieczna walka płci, irracjonalna miłość i zbzikowane pomysły na to, jak zdobyć serce ukochanej kobiety. Komedia Chechika może nie sięga wyżyn gatunku, a jeśli kicz i stereotypy uznać za celową zabawę materiałem, to ogląda się film całkiem przyjemnie, mimo że i tak wiadomo, co stanie się za chwilę.

Scenariusz Megan Martin na podstawie powieści Tima Sandlina ma sporo wdzięku, nie brak kilku udanych gagów i zabawnych dialogów. Do tego dochodzą piękne krajobrazy okolic kanadyjskiego Canmore, położone w pobliżu górzystego Parku Narodowego Banff, fotografowane przez Luca Montpelliera (autora zdjęć do "Take This Waltz"). Problemem jest chwilami brak spójności. Owszem, komedia w typie "screwball" ma mieć szalone tempo, lecz film Chechika sprawia niekiedy wrażenie jakby skakał od jednego gagu do drugiego.

Cały pomysł na tę zwariowaną dość opowieść nie powiódłby się bez zabawnych bohaterów i wcielających się w nie aktorów. Zwłaszcza Ryan Kwanten jako Leo potrafił nadać swojej postaci wiele uroku. Sprawdza się też Sara Canning jako Colette choć w chemię między tymi dwojga raczej trudno uwierzyć. Do tego jeszcze pozytywnie zakręcona para Jill (Jennifer Baxter) oraz Neil (Will Sasso) z ich wzajemnie sobie robionymi kompromitującymi zdjęciami. Wszystkich jednak na głowę bije kot Leo o imieniu Balls o wyglądzie laleczki Chucky. Jeśli nie dla wymienionych wyżej zalet, film Chechika należy obejrzeć dla niego. Koniecznie.

5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Nie ma tego złego" (The Right Kind of Wrong), reż. Jeremiah S. Chechik, Kanada 2013, dystrybucja: Kino Świat, premiera kinowa: 1 sierpnia 2014 roku.

--------------------------------------------------------------------------------------

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy