Reklama

"Na tropie Marsupilami": Klęska urodzaju

Komedia Alaina Chabata, choć skierowana jest dla dzieci, próbuje zabawić także dorosłych. I to różnej maści. Francuski komik satyrę wymierzył i w zakłamanych dziennikarzy, i ludzi u władzy, i "prawdziwych mężczyzn", i wiele innych osób. A przecież nie od dziś wiadomo, że jak coś jest do wszystkiego...

Projekcja "Na tropie Marsupilami" przypomina przeglądanie katalogu biura podróży. Tak jak wyretuszowane oferty last minute, tak fikcyjna Polombia mieni się wszystkimi odcieniami tęczy. Jest kolorowo, ciepło i słonecznie. Po prostu bajka. Nic więc dziwnego, że to tę egzotyczną krainę upodobał sobie tytułowy Marsupilami, legendarny zwierzak, na którego chrapkę mają bohaterowie francuskiej komedii.

Reżyser parę głównych bohaterów buduje na zasadzie opozycji. Te nie są może tak dosadne, jak u Asterixa i Obelixa, bohaterów jego filmu z 2002 roku, ale tak jak w tamtym obrazie dość szybko okazuje się, że więcej ich łączy niż dzieli. Honor Dana Geraldo (Alain Chabot) i Pablita (Jamel Debbouze), mimo że pochodzą z różnych klas społecznych i reprezentują zupełnie różne zawody, plami oszustwo. Pierwszy jest popularnym, ale wypalonym dziennikarzem, który swoje mrożące krew w żyłach reportaże kręci w ogródku przygłuchej ciotki. Drugi żyje z drobnych przekrętów, z których jest w stanie utrzymać się do końca miesiąca, ale dochodu nie starcza mu już na uregulowanie długu wobec mafii. To właśnie im przyjdzie odkryć przed światem prawdę o mitycznym Marsupilami.

Reklama

Nie tylko Dan i Pablito chcieliby spotkać żółtego stworka. Są jeszcze antagoniści: opętany obsesją młodości botanik Hermoso (Fred Testot) i generał Pochero (Lambert Wilson). Ten drugi wygląda, jakby urwał się z któregoś z filmów o Jamesie Bondzie i szukając planu zdjęciowego "Glee", trafił do Polombii. Jednak dawne pragnienia nie dają się zagłuszyć. Mężczyzna ma naturalną potrzebę wskoczyć od czasu do czasu w damskie ciuszki, wygolić włosy pod pachami i przed orszakiem swojego wojska wykonać queerowy show w rytm utworu Celine Dion "I'm alive".

Tytuł piosenki Kanadyjki mógłby być także podtytułem filmu. W "Na tropie..." akcja gna bowiem do przodu z temperamentem harcerki na amfetaminie. Jeszcze jeden gag nie zdąży wybrzmieć, już kolejny depcze mu po piętach. Siedząc na kinowej sali, ma się wrażenie jazdy na karuzeli, którą złośliwy pracownik lunaparku puścił za szybko. Nawet jeśli dorośli wytrzymają tempo, to dzieciaki mogą poczuć się źle.

Do młodszych i starszych widzów twórcy próbują dostosować poczucie humoru. Momentami jest naprawdę całkiem zabawnie, ale zdarzają się też kiksy. Pies kopulujący z głową zakopanego po szyję człowieka? To już lekka przesada. Jeśli ekipa Chabata chciała pokusić się o mocniejsze akcenty, to mogła wyostrzyć któryś z satyrycznych wątków zakłamanych mediów czy obalenia mitu "prawdziwego mężczyzny". Choć trzeba przyznać, że ten ostatni wyszedł im całkiem nieźle. Balansującemu na cienkiej granicy między klasycznym motywem przebieranek, który polscy widzowie utożsamiają z komediami dwudziestolecia międzywojennego i filmem Barei, a kiczowatym występem drag queen,Lambertowi Wilsonowi udaje się nie popaść w śmieszność. Może to on powinien był stanąć za kamerą? Pewnie wtedy zamiast hołubiącego klasycznym wartościom finału dostalibyśmy prawdziwie wywrotowe zakończenie, jak na komedię przystało.

5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Na tropie Marsupilami" ("Sur la piste du Marsupilami"), reż. Alain Chabat, Francja, Belgia 2012, dystrybutor: ITI Cinema, premiera kinowa: 28 września 2012 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tropic
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy