"Mroczna wieża" [recenzja]: Biała flaga

Diabeł wcielony? Matthew McConaughey w scenie z "Mrocznej wieży" /materiały prasowe

Wystarczy wspomnieć "Zieloną milę" i "Skazanych na Shawshank", by zrozumieć, z kim mamy do czynienia. Stephen King to bożek Hollywoodu. Pisarz nie jest jednak cudotwórcą i nawet jego książki stały się podstawą paru mniej udanych ekranizacji, jak chłodno przyjęte "Sekretne okno" czy "Łowca snów". Lecz zawsze, niezależnie od poziomu scenariusza, twórcy starali się oddać charakter powieści lub przynajmniej trzymali w zgodzie z ich fabułą. "Mroczna wieża" Nikolaja Arcela jest kompletnym zaprzeczeniem tej zasady. King płakał, jak oglądał.

Zagraniem ryzykownym mógł wydać się już sam pomysł na adaptację opus magnum mistrza. Hollywoodzcy producenci zdecydowali, by w jednym, zaledwie półtoragodzinnym filmie pomieszać różne wątki z siedmiotomowej sagi, dodając jeszcze kilka własnych. I tak dobrze znane fanom postaci, jak Roland (Idris Elba), Człowiek w czerni (Matthew McConaughey) i Jake Chambers (Tom Taylor), wylądowały w całkiem nowym uniwersum, które z oryginałem dzieli jedynie ogólną koncepcję. Zmianie uległ nawet gatunek - połączenie horroru i westernu zastąpiło fantasy dla młodzieży.

W nowym dziele Arcela Jake to nastolatek, który nie potrafi pogodzić się ze śmiercią ojca. Ze względu na nietypowe senne wizje zaniepokojona matka i nieczuły ojczym odsyłają go od jednego psychologa do drugiego. Jednak lekarze nie są w stanie pomóc chłopcu, który twierdzi, że każdej nocy obserwuje niszczenie Wieży chroniącej wszechświat przed siłami ciemności przez tajemniczego maga. Jake sam rozwiązuje problem, odkrywając przejście do alternatywnego świata. Tam rusza na poszukiwania Rewolwerowca - ostatniego, który może pokonać Człowieka w czerni. Razem z mentorem Jake rozpoczyna podróż, by ocalić Wieżę i ludzkość przed zagładą.

Reklama

Niestety, więcej czasu, niż w stworzonym w wyobraźni Kinga Świecie Pośrednim, bohater spędza na szarej Ziemi, a konkretniej w jej amerykańskim centrum - Nowym Jorku. "Mroczna wieża" wyraźnie zmaga się z ograniczeniami budżetowymi, które związują twórcom ręce i nie pozwalają popuścić wodzy fantazji. Zamiast niezwykłych plenerów i niesamowitych stworzeń, magii jest tu jak na lekarstwo, a większość okraszonej niemrawym CGI akcji rozgrywa się w ciasnych wnętrzach. "Mroczna wieża" jest kinem fantasy, w takim stopniu, w jakim piwo bezalkoholowe jest piwem - smak na pozór podobny, ale jakby "gorszego sortu", bez charakteru i sensu. A to zaledwie wierzchołek góry problemów.

Każde ograniczenie można bowiem obejść, jeśli ma się na nie pomysł. A na "Mroczną wieżę" pomysłu brak. W oczy rzuca się przede wszystkim spłycenie fabuły oryginału, które skutkuje scenami, gdzie bohaterowie wprost opowiadają, kim są (patrz: wprowadzenie Rewolwerowca). Natomiast cała koncepcja Wieży zostaje przedstawiona na dwóch czarnych planszach na początku filmu, jakby twórcom zabrakło chęci, by spróbować czegoś mniej banalnego. Jeszcze więcej lenistwa napotykamy wraz z rozwojem historii, prowadzonej zgodnie ze schematem przez kolejne pogadanki, wyznania i przemiany. Brak głębi, logiki i psychologicznej wiarygodności nie jest oczywiście niczym nowym - w podobny sposób grzeszyły już setki filmów. Ale fakt, że mamy do czynienia z dziełem życia pisarza słynącego z oryginalności sprawia, iż trudno dzieło Arcela traktować inaczej, niż jak cios pomiędzy żebra - zarówno w stronę fanów, jak i samego autora.

Sytuacja zmienia się nieco, gdy patrzymy na "Mroczną wieżę" oczami zwykłego zjadacza popcornu. Wtedy zza chmury rozczarowania wyłania się obraz przeciętnego letniego widowiska, które twórca "Kochanka królowej" realizuje z zachowaniem zasad gatunku. Arcel umie zainscenizować scenę walki, wie także, jak zbudować napięcie i podbić emocje, nawet jeśli nie są to emocje szczególnie intensywne. Wcielający się w Jake’a Tom Taylor ma sporo charyzmy, a Matthew McConaughey jest dokładnie tak zły, jak być powinie. Nad ziemię wznosi "Mroczną wieżę" występ Idrisa Elby, który jako Rewolwerowiec potrafi wygrać bez cienia fałszu zarówno komediowe, jak i dramatyczne elementy filmu.

Na nic jednak zdają się te wysiłki, bo dziesięć lat walki o realizację, skutkujące trzema zmianami na stanowisku reżyserskim, znaczącym obcięciem budżetu i kontrowersjami przy wyborze obsady, wyraźnie ostudziły zapał twórców. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jeszcze zanim weszli na plan, wywiesili z okna białą flagę. Rezultat nie powinien być zaskoczeniem. "Mroczna wieża" jest równie mroczna, jak niebo nad równikiem i równie krucha, jak domek z kart. Nie taki chyba był plan. Prawda, panie King?

5/10

"Mroczna wieża" (The Dark Tower), reż. Nicolai Arcel, USA 2017, dystrybutor UIP, premiera kinowa 11 sierpnia 2017 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mroczna wieża
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy