Reklama

"Misiaczek": Miłość w czasach seksualnej turystyki

Dennis jest etatowym maminsynkiem. Wstydzi się spotkań z kobietami i od trzydziestu ośmiu lat mieszka w swoim dziecięcym pokoju. Pewnego dnia zdecyduje się jednak okłamać mamę i pojechać na seks-wakacje do Tajlandii. Świetny debiut Madsa Matthiesena to film uhonorowany główną dla najlepszego reżysera dramatu na tegorocznym festiwalu w Sundance.

"Misiaczek" Madsa Matthiesena to niezwykle subtelny film, który w swej delikatności jest ogromnie silną bronią w walce ze sceptycyzmem spod znaku Michela Houellebecqa - autora powieści "Platforma" i Ulricha Seidla, reżysera filmu "Raj: Miłość". Każda z tych trzech historii opowiada o blaskach i cieniach seksualnej turystyki uprawianej przez obywateli Europy i Ameryki w Azji oraz Afryce. O ile jednak zarówno Seidl, jak i Houellebecq karzą swoich bohaterów za grzech obojętności wobec stałych związków, oddawanie się chwili i osobie przypadkowo poznanej w klubie oraz przyzwolenie na sprzedawanie i kupowanie seksualnych rozkoszy, o tyle debiutujący w długim metrażu Duńczyk udowadnia, że w gronie nihilistów, prostytutek i podstarzałych wąsatych panów kładących swoje grube dłonie na ich drobnych udach - jest miejsce na miłość. Czy zatem to, co Michel, bohater "Platformy" mówi o powieści Agathy Christie "Niedziela na wsi", można powiedzieć i o "Misiaczku"? Czy Mads Matthiesen "osiągnął coś niezwykle pięknego, zachwycającego, co przypomina sztukę pisarską Dickensa"?

Reklama

Reżyser "Misiaczka" opowiada prostą historię niezwykle skomplikowanych relacji 38-letniego syna z jego matką. Już na wstępie udowadnia, jak mało istotny jest fizyczny aspekt ludzkiej natury. Dennis (Kim Kold) jest fenomenalnie umięśnionym, wytatuowanym, wielokrotnie nagradzanym, ale chorobliwie nieśmiałym kulturystą. W otwierającej sekwencji "Misiaczka" obserwujemy go na romantycznej kolacji z piękną, aczkolwiek dosyć przeciętną blondynką. Jej wydekoltowana, seksowna sukienka ewidentnie go onieśmiela. Dennis ucieka do łazienki i oblewa twarz zimną wodą jak zagubiony nastolatek na pierwszej randce. Potem wraca do domu i okłamuje matkę zawstydzony faktem, że spędził wieczór z kobietą. Ingrid (Elsebeth Steentoft) wzrostem sięga mu do pasa, ma subtelną, choć zaciętą twarz i ciało niezwykle drobnej budowy. Dzierży jednak nad synem pełną kontrolę. Notorycznie odbiera mu poczucie pewności siebie i w perfekcyjny sposób szantażuje emocjonalnie.

Nie tylko w otoczeniu kobiet, ale i we własnym domu Dennis chowa się więc po kątach i tylko w czterech ścianach dziecinnego pokoju marzy o lepszym, przyszłym życiu. Takowe nadejdzie, kiedy Dennis zdecyduje się odejść, albo gdy jego matka umrze? Wątpię w to. W tej kwestii zgadzam się raczej z Houellebecqiem, który rozpoczyna pierwszy rozdział "Platformy" od wyznania, że nie wierzy w teorię, według jakiej stajemy się naprawdę dorośli dopiero wtedy, gdy umierają nasi rodzice. W jego mniemaniu nigdy nie stajemy się naprawdę dorośli. Dennis jest tego najlepszym przykładem. Duży-mały chłopiec, który jedzie do Tajlandii, bo jego wujek przywiózł sobie stamtąd tajską żonę, wkracza w świat, o jakim istnieniu nie miał pojęcia. Mads Matthiesen w bardzo realistyczny sposób portretuje kolorowe ulice Bangkoku wypełnione żądnymi cielesnego kontaktu młodymi, gibkimi ciałami dziewczyn w nieprzyzwoicie krótkich spódniczkach. Dennis krąży wokół nich jak słoń w składzie porcelany. Zmierza do przybytku rozkoszy, ale nie potrafi wejść w rolę typowego, zachodnioeuropejskiego seks-turysty.

Dennis przygląda się kobietom, jak robią to mężczyźni w tajskim klubie w dokumencie Michaela Glawoggera "Chwała dziwkom" - z podziwem, pragnieniem, ale i nieśmiałością, o której tamci nie mają pojęcia. Nie ma w nim też żądzy, jaka kierowała zachowaniem Terese (Margarete Tiesel) - bohaterki najnowszego filmu Seidla, - która wybrała się na wakacje do Afryki, by zabawić się z ciemnoskórymi, namiętnymi chłopcami. Dennis nie jest sfrustrowanym cynikiem, którego nie stać na odczuwanie głębokich emocji. To zwykły mężczyzna poszukujący prawdziwej miłości. Może powody, z jakich nie może jej znaleźć we własnym kraju, a o jakich mówi Houellebecq, są najzupełniej prawdziwe? Może wielu współczesnych mężczyzn nadal potrzebuje żony, która będzie zwykłą kochającą i czułą kobietą bez zawodowych ambicji i seksualnych fantazji? Może wiele zachodnich kobiet nie widzi się już w takiej roli, a mnóstwo Azjatek wciąż marzy o odegraniu takowej. Czy jeśli jednak Dennis miłość ową znajdzie, nowa kobieta nie zastąpi mu jedynie matki? Czy taka wymiana nie zasługuje jedynie na, wymawiany z dozą ironii, przydomek "fair trade"?

Film Madsa Matthiesena jest niejednoznaczny. Bez wątpienia jednak, niczym "Platforma" i "Raj: Miłość", "Misiaczek" jest produktem współczesnych czasów, w których nadzieja, miłość i wiara to slogany wytarte jak zużyte ciuchy w second handach - sprzedawane za grosze bez metki, bez marki i w opinii wielu - bez wartości.

9/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Misiaczek", reż. Mads Matthiesen, Dania 2011, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 7 września 2012

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dennis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy