​"Małe kobietki" [recenzja]: Cudowne lata

Kadr z filmu "Małe kobietki" /materiały prasowe

"Małe kobietki" Louisy May Alcott doczekały się pięciu wcześniejszych adaptacji kinowych, a zaledwie dwa lata temu BBC wyprodukowało oparty na jej książce miniserial. Historię sióstr March zna niemal każdy. Nawet jeśli ktoś nie miał z nią (lub którąś z jej ekranizacji) bezpośredniej styczności, to mógł o niej usłyszeć w innych działach kultury - chociażby w odcinku "Przyjaciół", w którym poruszony książką Joey musi schować ją do zamrażarki. Przy okazji premiery "Małych kobietek" autorstwa Grety Gerwig pojawia się pytanie o sens szóstej już filmowej adaptacji.

Reżyserka "Lady Bird" rozpoczyna historię w 1868 roku, gdy Jo March (Saoirse Ronan) pracuje jako nauczycielka w Nowym Jorku. Na wieść o chorobie bliskiej osoby postanawia wrócić do rodzinnego Concord w stanie Massachusetts. W czasie podróży powraca myślami do 1861 roku. Razem z trójką sióstr - Meg (Emma Watson), Beth (Eliza Scanlen) i Amy (Florence Pugh) - oczekiwała wtedy na powrót ojca z wojny secesyjnej. Jednocześnie w jej życiu pojawił się Laurie (Timothée Chalamet), przystojny i sympatyczny wnuk sąsiada Marchów.

Reklama

Gerwig, kilka lat temu "tylko" obiecująca aktorka, w 2017 roku zaskoczyła jako reżyserka i scenarzystka "Lady Bird", komediodramatu o przejściach kończącej liceum nastolatki. "Małe kobietki" potwierdzają talent autorki. Chociaż akcja filmu ma miejsce w drugiej połowie XIX wieku, trudno znaleźć - także wśród dzieł opowiadających o współczesnych młodych ludziach - twórcę, który potrafi tak dobrze uchwycić młodzieńczą energię i beztroskę. Siostrom March zdarzają się gafy i podłości, niemniej Gerwig nigdy nie ocenia ich z perspektywy dorosłej osoby, jak ma zwyczaju czynić wielu opowiadających o nastolatkach filmowców.

Film stanowi laurkę dla lat młodości, ich radości i trosk. Nie bez przyczyny sceny rozgrywające się w 1861 roku utrzymane są w ciepłych barwach, z kolei w tych przedstawiających dorosłość bohaterek dominują (z kilkoma wyjątkami) smutne odcienie niebieskiego. Warto zaznaczyć, że w filmie - może poza epizodyczną postacią surowego nauczyciela - nie pojawia się postać jednoznacznie negatywna. Parada wyłącznie pozytywnych bohaterów w rękach mniej uzdolnionego autora byłaby receptą na klęskę. Na szczęście reżyserka pewnie rozwija wszystkie wątki i sprawia, że przejmujemy się losem sióstr, ich rodziny i przyjaciół. Dzięki temu seans pełen jest szczerych wybuchów śmiechu i wzruszeń.

"Małe kobietki" potwierdzają także, że Gerwig doskonale radzi sobie z prowadzeniem aktorów. Udaje jej się zapanować nawet nad Meryl Streep. Wcielająca się w samotną ciotkę bohaterek aktorka ostatnimi czasy zwykła grać w oderwaniu od pozostałych wykonawców, często zagarniając ekran wyłącznie dla siebie. Gerwig obsadziła ją w roli, która doskonale wykorzystuje metodę Streep, ale jednocześnie hamuje sceniczny egoizm trzykrotnej laureatki Oscara.

Na pierwszym planie pozostają jednak odtwórczynie sióstr March. Gerwig i Saoirse Ronan udowodniły już w "Lady Bird", że stanowią udany duet twórczy. Nie inaczej jest w wypadku "Małych kobietek". Błyszczy także Florence Pugh. Aktorka, która objawiła się w "Midsommar. Białym dniu" Ariego Astera, zachwyca zarówno jako irytująca młodsza siostra, jak i szukająca swojego miejsca w świecie młoda dama. Obie w pełni zasłużyły na swoje nominacje do Oscara (na których zapewne się skończy, niestety).

Niektórzy mogą uznać film za przesłodzony, zbyt oderwany od prawdziwego świata. Gerwig umiejętnie broni się przed takimi zarzutami, wprowadzając postać Dashwooda (Tracy Letts), nieobecnego w poprzednich adaptacjach redaktora Jo. Ten daje młodej pisarce szereg uwag, może niewpływających korzystnie na poziom jej prac, ale za to poprawiających ich odbiór i popularność. Gerwig bierze tym samym w nawias najbardziej optymistyczne (i nieprawdopodobne) rozwiązania wątków. Strategia ta sprawdza się, szczególnie gdy porównamy "Małe kobietki" z innymi filmami z oscarowej stawki 2020 roku. Obok "1917", "Irlandczyka" i "Jokera" dobrze jest zobaczyć dzieło nieco naiwne i poprawiające humor. Chociażby z tego powodu było warto raz jeszcze zaadaptować książkę Alcott.

8/10

"Małe kobietki"  (Little Women), reż. Greta Gerwig, USA 2019, dystrybutor: UIP, premiera kinowa 31 stycznia 2020 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Małe kobietki (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy