"Madame" [recenzja]: Tylko na niby

Kadr z filmu "Madame" /materiały prasowe

Marzenia spełniają się tylko w baśniach? Chyba warto wierzyć, że jest inaczej. W przypadku historii Marii i Davida od początku wierzymy w to, że tym razem los będzie choć odrobinę sprawiedliwy. W "Madame" Amanda Sthers delikatnie obśmiewa śmietankę towarzyską z Paryża - częściowo przyjezdną. Używa do tego sprawdzonych metod. Łączy świat "państwa" ze światem "służby". Tak jak gdyby nigdy nic.

Nie byłoby filmu "Madame", gdyby nie postać Marii, czyli zjawiskowej Rossy de Palma. Jedna z muz Pedro Almodovara samą swoją obecnością rozsadza skostniałą i przewidywalną narrację filmu Sthers. Partnerują jej Toni Collette w roli "pani" i Harvey Keitel jako "pan".

Życie tej amerykańskiej pary w stolicy Francji to czysta sielanka. Nie robią nic i nie muszą nic. Pachną i żyją tak, jak im się podoba. Gdzieś w tle pojawia się problem finansowy, który tak naprawdę oznacza bankructwo, ale jak na klasę uprzywilejowaną przystało - nikt się tym nie interesuje. Najważniejsze, żeby zachować pozory przed innymi.

Akuszerką życia codziennego bogatych Amerykanów jest Maria. Zna ich od podszewki - także w sensie dosłownym. Gdyby nie ona, rodzina przestałaby istnieć. Maria zna zasady dobrego wychowania, wie jak nakryć do stołu, ale jak trzeba potrafi zagrać wróżkę na przyjęciu dla dzieci. Po prostu niezastąpiona.

Reklama

W życiu "państwa" pojawiają się niespodziewane komplikacje w momencie, kiedy do domu wraca syn marnotrawny "pana" (Tom Hughes). Macocha nienawidzi darmozjada, który na co dzień pisuje książki, a wraz z nim zawsze pojawiają się kłopoty. Już w trakcie kolacji dla przyjaciół i angielskich polityków pasierb wywołuje skandal. Z jego powodu przy stole zasiądzie trzynaście osób, co może przynieść pecha. Z tego właśnie powodu "pani" wpada na pomysł, aby czternastą osobą była Maria, która będzie udawała przyjaciółkę rodziny. Kolacja to akt pierwszy dramatu "państwa". Ta zabawa przy stole skończy się w bardzo niespodziewany sposób.

W filmie Sthers chodzi przede wszystkim o zbudowanie sytuacji współczesnego Kopciuszka, która dodatkowo będzie ośmieszała klasę uprzywilejowaną. Toni Collette dwoi się i troi, żeby jej postać była jak najbardziej wyrazista, a przy tym bezwzględna. Każdy z członków rodziny gra swoją rolę. Generalnie rozgrywka toczy się między kobietami. Są bariery, których nie można pokonać, nawet jeśli ma się wrażenie, że wszystko jest możliwe. Dotyczy to nie tylko Marii, ale również każdej kolejnej bohaterki, która odgrywa tylko epizod w świecie rządzonym przez mężczyzn. Pozycja "pani" jest ciągle zagrożona. O życiu Marii decyduje do pewnego momentu plotka wymyślona przez synka rodziny, a małoletnia nauczycielka francuskiego jest traktowana jak kolejny bibelot do kolekcji.

"Madame" momentami bawi do łez. Koniec końców jednak nie ma nic przyjemnego w oglądaniu sytuacji, w której bogata szefowa szantażuje swoją pracownicę, wykorzystując do tego swoją pozycję i sytuację córki Marii. Miłość od pierwszego wejrzenia nie ma w tym świecie racji bytu. Nawet jeśli wszyscy twierdzą, że jest zupełnie inaczej.

7/10

"Madame", reż. Amanda Sthers, USA/Francja 2017, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 8 marca 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Madame
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy