Reklama

"Lot": Alkoturbulencje

Czy uzależniony od alkoholu i narkotyków człowiek może "na fazie" uratować niemal sto innych osób? Oczywiście, pod warunkiem, że jest genialnym pilotem samolotów pasażerskich.

Cały świat słyszał o Chesleyu Sullenbergerze, który w styczniu 2009 r. bezpiecznie posadził samolot na rzece Hudson. Ponad półtora roku później równie spektakularnym manewrem popisał się kapitan Tadeusz Wrona, który wylądował awaryjnie na lotnisku Chopina w Warszawie bez wysuniętego podwozia. Oba te wyczyny są niemal gotowym materiałem na film - podkreślający odwagę, umiejętności i bohaterstwo siedzących za sterami kilkudziesięciotonowych maszyn osób.

To o tyle istotne, że podniebne wyczyny zawsze fascynowały filmowców, a ważnych produkcji poświęconych asom przestworzy powstała cała masa. Ostatnio temat ten popadł jednak w lekkie zapomnienie - wyprodukowane przez słynnego George'a Lucasa "Red Tails" to bodaj najnowszy poświęcony mu obraz (niezbyt zresztą udany). Tym bardziej musi cieszyć "Lot", nowy film Roberta Zemeckisa, którego głównym bohaterem jest pilot rejsowych samolotów.

Reklama

Grany przez Denzela Washingtona William "Whip" Whitaker jest wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie, jednak ma mały problem. Jest alkoholikiem. Przed wyjściem do pracy musi wlać w siebie co najmniej przyzwoitą ilość trunków (i najczęściej spotęgować je wciąganym w nos białym proszkiem), żeby w ogóle móc funkcjonować. I choć wydawałoby się, że w skomputeryzowanym współczesnym świecie, nawet osoba na tak odpowiedzialnym stanowisku, musi jedynie włączyć automatycznego pilota, po czym może się zdrzemnąć, to jednak los bywa czasami złośliwy.

A najwidoczniej kapitan Whitaker wyczerpał już swój limit szczęścia, bo trafia mu się lot, który całkowicie odmienia jego życie. I choć za sprawą swojego geniuszu, wprawy oraz doświadczenia "Whip" wychodzi cało z sytuacji nieomal niemożliwej, przy okazji ratując życie 95 innym osobom, to mimo wszystko dla sześciu pasażerów jego maszyny była to ostatnia w życiu podniebna wycieczka. Zaczynają się pytania, badania, kontrole, w związku z którymi Whitaker będzie się musiał zastanowić, czy status bohatera, jaki nadały mu media w całym kraju, jest w stanie wypłukać z niego kaca, którego ma z powodu tego, co zaszło.

Okazuje się to zresztą tym trudniejsze, że nawet samolotowa kolizja nie jest w stanie wyleczyć człowieka z alkoholizmu. Zwłaszcza, gdy był w połowie drogi do poziomu Bena Sandersona, granego przez Nicolasa Cage'a w "Zostawić Las Vegas". I choć wokół "Whipa" znajdują się chcący mu pomóc ludzie, z piękną Nicole (Kelly Reilly) po równie mocnych przejściach na czele, to jednak najważniejszą osobą w życiu pilota wciąż jest zaprzyjaźniony z nim narkotykowy dealer (fantastyczny epizod Johna Goodmana).

Nie tylko ten ostatni dobrze zaprezentował się w "Locie", bo warte zapamiętania drugoplanowe kreacje zagrali w produkcji Zemeckisa także Don Cheadle, Bruce Greenwood i wspomniana Reilly. Na pierwszym planie błyszczy zaś nominowany do Oscara Washington, który stworzył bardzo wiarygodny portret uzależnionego od alkoholu pilota, dla którego większą trudnością niż karkołomne powietrzne wyczyny jest zmierzenie się z własnymi słabościami. I choć aktorsko "Lot" jest bez zastrzeżeń, to na poziomie scenariusza (autorstwa także nominowanego w tym roku do Oscara Johna Gatinsa), coś już jednak zgrzyta.

Wygląda to tak, jakby Zemeckis nie mógł się do końca zdecydować, o czym właściwie ma być jego film. Po fantastycznej, bardzo widowiskowej pierwszej sekwencji następuje więc cała masa scen bardzo nudnych lub bardzo nielogicznych (żeby nie napisać głupich), z których wynika, że jedyną drogą do zmiany, jest dla bohatera religia (tak jakby nie dość czasu spędził już w niebie). Z fantastycznego konfliktu moralnego, jaki narodził się po katastrofie - zdający sobie sprawę ze swojej wyjątkowości geniusz, wyposażony w typowo ludzkie słabości ocalił niemal sto istnień, ale podświadomie tkwi w nim pytanie, czy gdyby był trzeźwy, mógł uratować je wszystkie - na samym końcu "Lotu" pozostaje jedynie mdłe wspomnienie.

I oceniłbym film Zemeckisa jeszcze niżej, przede wszystkim za zepsucie świetnego materiału na film naprawdę znakomity, gdyby nie jedna fantastyczna, rozgrywająca się w hotelu scena. Dawno w takim napięciu nie czekałem na dalszy rozwój wydarzeń i na to, czy główny bohater ulegnie pokusie. Czy okaże się jednostką wybitną, czy po prostu człowiekiem. I choć muszę przyznać, że jego wybór mnie nie zaskoczył, to jednocześnie sprawił pewną satysfakcję. Porównywalną zresztą do zawodu, z ostatecznej drogi życiowej, jaką wybrał.

6/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Lot", reż. Robert Zemeckis, USA 2013, dystrybutor: UIP, premiera kinowa 22 lutego 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy