"Koty": Jak milion dolarów! [recenzja]

Taylor Swift w scenie z "Kotów". Fani szybko jej tego występu nie zapomną /UIP /materiały prasowe

To nie jest film o kotach. Ten film jest niczym kot. Fabuła - lub coś, co ją przypomina - przechadza się tu własnymi ścieżkami nie zważając na nic, a i tak wszystko się wybacza. Twórcy konstruowali ten obraz zapewne mrucząc z zadowolenia, i rzeczywiście, wizualnie jest to dzieło bez zarzutu: popis elegancji i szyku.

Jest takie słowo i brzmi ono: bizzare. Właśnie taka jest ta przeogromna i przebogata produkcja. Patrzysz, patrzysz, dziwisz się, że patrzysz i... patrzysz dalej. Oczu nie możesz oderwać. Zachodzi tu pewnie reakcja podobna do tej, gdy kot czuje kocimiętke. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że na "Kotach" wpada się w stany z lekka hipnotyczne. Ekranizacja broadwayowskiego, kochanego przez kolejne pokolenia, wspaniale absurdalnego spektaklu, zakładała realizację filmu niezwykłego i nietypowego - nie można więc wymagać od projektu klasycznie filmowych rozwiązań.

Fabuła jest pretekstowa, ale taka była zawsze. Andrew Lloyd Webber komponował swój musical, inspirując się wierszykami amerykańskiego poety T.S. Eliota. W tej historii zawsze tak to wyglądało - fascynująco, ale tajemniczo - była galeria kotów z osobowościami: co kot to inny temperament i inna historia. Był też rytuał przejścia, który wieńczył całą oś dramaturgiczną. Akcji oczywiście było tu zawsze dość mało, jak w każdym ceniącym się musicalu, i jeśli jakaś się pojawiała, to zwykle dynamizowały ją piosenki. Trzeba ich słuchać, w nich w dużej mierze zawarte są wskazówki, opisy sytuacji, przeszłość (każdy kot ma jakąś) i przyszłość (siedem żyć!), jak również informacje na temat bohaterów. Wracając do rytuału przejścia - wszystkie koty (nawet te zwaśnione) zbierają się podczas doniosłego zdarzenia, czekając na wybór tego jedynego kiciusia, który dostanie szansę na... No właśnie, trudno powiedzieć na co. Ale warto czekać prawie 120 minut.

Reklama

Tom Hooper jest mistrzem detalu, jak i przenoszenia widzów w czasie. Ma na koncie cudownie klasyczne filmowe opowieści, chociażby "Jak zostać królem" czy "Dziewczynę z portretu", musical też realizował już wcześniej, jego "Les Misérables: Nędzników" obsypano nagrodami, włącznie z Oscarami. Wiedział, że aby opowiadać o kotach, trzeba te koty stworzyć. Nie ma co narzekać na to, że na ekranie dominują efekty CGI - gdyby ich nie było, wszyscy pomstowaliby, że aktorzy imitują koty i wygląda to żałośnie... Dzięki komputerowym zabiegom wszyscy, co do jednego przeistoczyli, się w sierściuchy. Po mistrzowsku. A do tego prężą grzbiety, miauczą, chłepczą mleczko z miseczek, harcują pod nieobecność swoich panów i oczywiście tańczą oraz sporo śpiewają. Kolano chodzi podczas seansu, często.

Oczywiście niektórzy wyglądają na pierwszy rzut oka cokolwiek dziwnie: Ian McKellen jako Gus, Kot Teatralny? Aktor wypada w tej roli niezwykle dystyngowanie, podobnie zresztą jak Judi Dench wcielająca się w Nestora. Taylor Swift jako Bombalurina? Fani nie zapomną jej tego występu przez lata. Czadu dają Idris Elba w roli Makiawela, James Corden grający Bustophera Jonesa i Rebel Wilson czyli Plameczka Pac (Corden i Wilson aktorsko są doskonali, z polotem wykorzystując ogromny potencjał absurdu, tragedii, komedii, tajemnicy i nieprzewidywalności wpisanych w koci los niezależnie od szerokości geograficznej). Jennifer Hudson jako filmowa kocica Grizabella (najbardziej tragiczna postać opowieści) wzruszy każdego swoją interpretacją słynnego hitu "Memory" (śpiewanego wcześniej przez Barbarę Streisand). To jeden z piękniejszych, bardziej symbolicznych momentów całego widowiska, tylko pozornie dający wytchnienie. Plotka głosi, że Webber komponując ten utwór, obawiał się posądzenia o plagiat. Spytał więc ojca, co o nim sądzi, a ten miał powiedzieć: "Brzmi jak milion dolarów". Rzeczywiście, wciąż tak brzmi.

My wchodzimy do kociego świata za sprawą nowej kotki, która pojawia się w okolicy. Piękna, ale zagubiona Victoria (w tej roli Francesca Hayward) będzie naszym przewodnikiem, wraz z nią pokonamy kolejne kręgi wtajemniczenia. Jesteśmy gdzieś w Londynie, to pewne, ale gdzie? Który to rok, która dekada? Nic bliżej nie wiadomo. Wszystko za to jest pięknie wystylizowane na bliżej nieokreśloną przeszłość. I nie ma żadnego znaczenia, że nie wiemy na sto procent gdzie i kiedy rozgrywa się akcja - zaraz, zaraz, jaka akcja? - przypominam, fabuła zakłada egzystencję gadających, tańczących, strojących się w przeróżne fatałaszki i błyskotki kotków. I nie są to przymilne mruczusie, ale rywalizujące ze sobą, odczuwające emocje, wystawione na niejedną próbę nicponie. Scenografia mocno pracuje na to, żebyśmy mogli uwierzyć, w ten wariant rzeczywistości, dopracowane w najdrobniejszym szczególe kostiumy i charakteryzacja (sztab ponad 40 fryzjerów codziennie szczotkował elementy futerkowe aktorskiej garderoby) robią ogromne wrażenie... I na pewno dla tych filmowych departamentów posypią się nagrody. Będą zasłużone.

Na pewno nie jest to film wyłącznie dla miłośników kotów. Wszyscy z "psiego obozu" - tak, zwracam się do was - możecie spokojnie iść na "Koty" bez poczucia winy, zdrady czy obciachu. Na pewno jest to propozycja dla fanów wielkich spektakli - widowiskowych przedsięwzięć, które ogląda się dla magii i perfekcji wykonania. Sensu może być tu niewiele, ale jaki to wszystko ma rozmach! Udało się też przenieść atmosferę teatralnego przedsięwzięcia - czuć że musical ma sceniczny rodowód, a widać to szczególnie w choreografii, która prezentuje cały arsenał kocich gestów i wplata je w wytworne kocie pląsy. Aktorzy warsztatowo spisali się na medal. Nie tylko wyglądają, oni są kotami.

"Koty" to podróż nie tylko do świata tytułowych istot, ale przede wszystkim do ich świadomości. To studium fascynującej i tajemniczej alternatywnej rzeczywistości, która koegzystuje tuż obok naszej. Czy rzeczywiście mamy pewność, że ją znamy? I gdzie był dziś w nocy twój kociaczek?

8/10

"Koty" (Cats), reż. Tom Hooper, USA, Wielka Brytania 2019, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 3 stycznia 2020 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Koty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy