Reklama

Kicz Hollywood

"Somewhere. Między miejscami", reż. Sofia Coppola, USA 2010, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa: 1 kwietnia 2011

I co? To wszystko? Tyle? Tyle! Dyskretny urok najnowszego filmu Sofii Coppoli może być pewną przeszkodą w docenieniu niepozornego piękna i wyrafinowanego humoru tego obrazu.

"Somewhere", kontrowersyjny zdobywca Złotego Lwa na ostatnim festiwalu w Wenecji (włoska prasa oskarżyła przewodniczącego jury Quentina Tarantino o prywatę, sugerując że dał nagrodę swojej byłej dziewczynie Sofii Copoli), zaczyna się fantastycznie. Klasyczne filmowe ujęcie: przejeżdżające po pustej, pustynnej drodze od lewej do prawej strony kadru czarne ferrari. Okazuje się jednak, że samochód robi kółko i po chwili sytuacja się powtarza, aż do kilkukrotnego zapętlenia. Po kilku okrążeniach z auta wysiada główny bohater filmu: Johnny Marco (Stephen Dorff). Cięcie.

Reklama

Nowy film Sofii Coppoli jest w pewnym sensie kontynuacją jej największego hitu: "Między słowami". Tak jak w filmie z Billem Murrayem, tak i tu głównym bohaterem jest gwiazdor Hollywood, akcja filmu rozgrywa się głównie w hotelu (legendarny Chateau Marmont), a obok przymusowych kontaktów ze światem mediów i ludźmi show-biznesu nasz bohater ma w swoim życiu wyjątkową kobietę - kilkunastoletnią córkę, którą nagle pojawia się w jego życiu na dłużej, niż kilka godzin cotygodniowych odwiedzin u drugiego rodzica.

Tematem "Między słowami" była samotność w wielkim mieście. "Somewhere" także jest filmem o samotności. I o kiczu bycia gwiazdą Hollywood. Coppola należy do pokolenia "wrażliwców" pokroju Wesa Andersona ("Fantastyczny pan lis"), Spike'a Jonze'a ("Gdzie mieszkają dzikie stwory") i Noaha Baumbacha ("Greenberg"). W "Somewhere" czuć duchowe pokrewieństwo z tymi artystami, odnaleźć też można kilka kryptocytatów (np. scena podwodnego basenowego "five o'clocka" przypomina do żywego jedno z ujęć "Rushmore" Wesa Andersona). Nie zawodzi też ścieżka dźwiękowa filmu. Jeśli nawet jesteśmy w Hollywood, to jest to prywatne Hollywood. Osobisty "Hotel Kalifornia" (Chateau Marmont oraz Los Angeles są topograficznymi bohaterami tego filmu).

O wiele mniej oczywistym patronem "Somewhere" jest Federico Fellini. Konferencja prasowa naszego bohatera z przedstawicielami mediów to co prawda jawne nawiązanie do twórczości autora "8 i pół" , ale asocjacji z twórczością reżysera "Wywiadu" jest więcej. Johnny Marco swój najnowszy film promuje właśnie we Włoszech, biorąc udział w farsownym, telewizyjnym show, podczas którego otrzymuje specjalną nagrodę - Złotego Kota. Ale ironiczne spojrzenie Coppoli jest łagodne i mądre, nie da się go pomylić z sarkazmem.

Wracający do wielkiego kina Stephen Dorff jest niezwykle przekonujący jako zmęczony życiem gwiazdor filmowy: przez cały film łazi z potarganymi włosami i zapuchniętymi jak po całonocnej imprezie oczami (myślę sobie, że dwa lata temu ta rola idealnie pasowałaby do Mickeya Rourke'a - w pewnym sensie "Somewhere" jest elegancką wariacją na temat "Zapaśnika"). Johnny Marco jest typem antybohatera, Dorff buduje więc swą postać w maksymalnie antygwiazdorski sposób. Kto lubi jego zwyczajną twarz, obejrzy ten film z podwójną przyjemnością. Masę delikatnego wdzięku wnosi też do filmu grająca córkę Elle Fanning (młodsza siostra słynniejszej Dakoty).

Wydaje się jednak, że mimo kilku naprawdę świetnych momentów (na przykład scena synchronicznego tańca na rurze w hotelowym pokoju Johnny'ego Marco) i wytrawnego poczucia humoru (np. kiedy macherzy od efektów specjalnych przygotowują Johnny'emu Marco gipsową maskę - prawie słyszę rechotliwy śmiech Quentina Tarantino podczas weneckiego seansu "Somewhere"), nowy film Coppoli jest nieco zbyt letni, by przyjmować bez zastrzeżeń przyznanego mu Złotego Lwa.

7/10


Chcesz pójść do kina na film "Somewhere. Między miejscami" lub na inną interesującą cię produkcję, a nie wiesz gdzie i o której możesz ją obejrzeć? Sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA | kicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama