"Kafarnaum" [recenzja]: Jak ten problem rozwiążemy?

Kadr z filmu "Kafarnaum" /materiały prasowe

Jeszcze nigdy głos Nadine Labaki ("Karmel", "Dokąd teraz?") nie wybrzmiał tak głośno i wyraźnie. Trudno obok jej najnowszego filmu, rozchwytywanego przez festiwale i nominowanego do Oscara "Kafarnaum", przejść obojętnie. Jeszcze trudniej pozbyć się emocji, które wywołuje, sprzeciwu, który zasiewa w widzu. 12-letni bohater, Zain, pozywa rodziców za to, że się urodził. Libańska reżyserka swoim dziełem oskarża cały system.

W programach podróżniczych takie dzieciaki są tylko "lokalnym kolorytem". Mknąca przez "egzotyczne" kraje kamera pokaże je na sekundę - na ulicy, handlujące wśród gwaru i śmiechu napojami, świecidełkami, byle czym - żeby szybko pobiec dalej: na tętniące życiem i kolorami targi czy do zalanych promieniami słońca kurortów.

Labaki zostaje z dziećmi, nadaje im imiona i przedstawia ich wcale niekolorową i nieroześmianą codzienność. Dla zachodniego widza odwiedziny w slumsach Bejrutu, gdzie rozpoczyna się i kończy "Kafarnaum", to lekcja pokory i empatii, ale i "reality check" dla wszystkich, którzy mdleją z powodu "problemów pierwszego świata". To film poparty doświadczeniem reżyserki i jej kilkuletnim researchem, w trakcie którego - jak sama podkreśla - spotkała wiele takich dzieci, jak portretowany przez nią Zain.

Reklama

Chłopiec nie wie nawet, ile dokładnie ma lat - nie posiada żadnego dokumentu, który wskazałby datę jego urodzenia, ponieważ rodziców nie stać było na to, żeby fakt ten zarejestrować w urzędzie. Ba! Taka deklaracja mogłaby ich jeszcze bardziej pogrążyć, wymusić kolejne opłaty, wyjaśnienia, ściągnąć wierzycieli. A oni toną w długach. Dach nad głową mają tylko dzięki "życzliwości" mężczyzny, któremu oddają do poślubienia jedną ze swoich córek (razem z Zainem mają około ośmiorga-dziesięciorga dzieci), zaraz po jej pierwszej miesiączce. Woda z cukrem jako obiad nie jest u nich rzadkim widokiem. Gdy Zain postanawia uciec z "domu", reagują bardziej ulgą, niźli strachem. Może złością, gdyż chłopiec miał zarabiać na rodzinę i dokładać się do skąpego rodzinnego budżetu. Dla Zaina ucieczka jest desperacką próbą wyrwania się z koszmaru. Ale czy czeka go cokolwiek dobrego - pośród nędzy, brudu, ludzkiej pogardy i obojętności?

Pomimo tematu, Nadine Labaki udaje się nie popaść w najmroczniejsze tony. Świat zła rozświetla okruchami nadziei. Przede wszystkim postacią Zaina, który za nic nie daje się sprowadzić do roli ofiary. Jest małym buntownikiem, nad wiek dojrzałym, samodzielnym i zaradnym, starającym się zaoferować innym to, czego jemu nie dano. Powoli, przedstawiając jego losy oraz losy ludzi, których na swojej drodze spotyka, w tym nielegalnej imigrantki Rahil i jej synka Jonasa, reżyserka rozkłada na czynniki pierwsze cały wypaczony system. Z jednej strony stoją kultura i tradycja, wychwalające wielodzietność i pokładające w niej wszelkie nadzieje i błogosławieństwa. Z drugiej błędy społeczne i polityczne: brak edukacji (przede wszystkim seksualnej), środków, organizacji. Uliczni oszuści łudzą iluzjami, przewozem do Europy. Biurokracja wiąże ręce tym, którzy usiłują coś zmienić. Prawo nie oferuje żadnych rozwiązań. To wszystko cząstka tytułowego capharnaüm, czyli miejsca (nie dawnego miasta nad Jeziorem Tyberiadzkim) pełnego przedmiotów w stanie kompletnego nieładu.   

Przekaz Labaki jest klarowny i mocny, czytelny w odbiorze. Być może w kilku scenach reżyserka pozwala sobie na pewien drobny szantaż emocjonalny i sięga po hollywoodzkie w duchu rozwiązania, ale przez większość filmu unika taniego sentymentalizmu i kiczowatej ckliwości. Nie one, a prostota, realizm i szczerość wyciskają tu łzy i głęboko poruszają. Autorka nie tylko odwiedza najbiedniejsze zaułki Bejrutu, metalowo-kartonowe "domki", ale i pracuje z ludźmi, którzy doświadczyli życia swoich bohaterów.

"Postać matki Zaina zainspirowała kobieta, którą spotkałam. Żyła w warunkach podobnych do bohaterki filmu, miała szesnaścioro dzieci. Szóstka zmarła, pozostałe mieszkały w sierocińcu, bo matka nie mogła się nimi opiekować. Kobieta, która zagrała Kawthar naprawdę karmiła swoje dzieci kostkami lodu i cukrem. Nawet sędziego gra prawdziwy sędzia" - mówi Labaki, która pojawia się także przed kamerą, jako adwokatka Zaina i jedyna profesjonalna aktorka na planie. W chłopca wcielił się Zain Al Rafeea, uciekinier z Syrii. Rahil zagrała Yordanos Shiferaw, imigrantka z Erytrei...

Statystykom i chłodnym analizom Labaki nadaje w "Kafarnaum" twarz - Zaina, jego matki, siostry, ojca. Ludzi, którym przyszło urodzić się w takim, a nie innym zakątku świata, na dole społecznej drabiny. W Libanie film ma być pokazywany politykom, aktywistom i pracownikom socjalnym. A gdyby tak podobne seanse w Polsce? Warto obejrzeć, zanim powie się choć jedno słowo o biedzie i uchodźcach.

8/10

"Kafarnaum" (Cafarnaúm), reż. Nadine Labaki, USA, Liban 2018, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 22 lutego 2019 roku.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama