"Jumanji: Przygoda w dżungli" [recenzja]: Zwycięska runda

Kadr z filmu "Jumanji: Przygoda w dżungli" /UIP /materiały dystrybutora

To musi być znak czasów, gdy wybitnego komika z Oscarem na koncie zastępuje była gwiazda wrestlingu. W filmie "Jumanji: Przygoda w dżungli" Dwayne Johnson wchodzi w buty samego Robina Williamsa i na swoich (gigantycznych) barkach próbuje dźwigać ciężar komediowego widowiska dla całej rodziny. Dorównać poprzednikowi, oczywiście, nie jest w stanie, ale w roli herosa sprawdza się jak nikt inny. To on w zestawie z porcją zabawnych dialogów, kilkoma porządnymi scenami akcji i grupą charakternych postaci sprawia, że kontynuacja przeboju z 1995 roku to przygodówka na miarę XXI wieku.

Akcja drugiej odsłony "Jumanji" zaczyna się zaledwie rok po tym, jak rozstajemy się z bohaterami "jedynki". Jest rok 1996, moment szczytowej popularności gier wideo, kiedy, cytując, "nikt nie gra już w planszówki". Jumanji jednak do zwykłych planszówek nie należy i gdy trafia pod dach nastoletniego Alexa, może to oznaczać tylko i wyłącznie kłopoty. Gra, przygotowana, o dziwo, w dopasowanej do czasów wersji na konsolę, pochłania chłopca w tajemniczych okolicznościach.

Dwadzieścia lat później Jumanji znajduje sobie kolejne ofiary - licealistów Spencera (Alex Wolff), Fridge'a (Darius Blain), Bethany (Madison Iseman) i Marthę (Morgan Turner). Odbywający wspólną karę uczniowie, choć początkowo zupełnie nie potrafią się dogadać, w końcu także nie mogą oprzeć się urokowi przeklętej gry. W rezultacie lądują w sercu dżungli jako, kolejno, doktor Bravestone (Dwayne Johnston), Moose Finbar (Kevin Hart), profesor Oberon (Jack Black) i Ruby Roundhouse (Karen Gillan). By wydostać się z pułapki, muszą wygrać rozgrywkę przeciwko potężnemu Johnowi Van Peltowi (Bobby Cannavale), starając się równocześnie nie stracić żadnego z trzech żyć...

Reklama

Wraz z kolejnymi godzinami w tropikach, poziom trudności rośnie, a witające przybyszów mięsożerne hipopotamy zastępują m.in. wściekli motocykliści, stado nosorożców i wataha jaguarów. Dla zagubionych nastolatków ta ekstremalna sytuacja to jednak najlepsza okazja do poznania samych siebie. Potężna (czteroosobowa) grupa scenarzystów postanowiła bowiem, by znany z oryginału schemat zastąpić komedią pomyłek. Każdy z bohaterów przejmuje więc w wirtualnym świecie taką postać, o jakiej w rzeczywistości mógłby jedynie marzyć. Dziwak nagle otrzymuje zestaw mięśni Dwayne'a Johnsona, leniwy sportowiec posturę Kevina Harta, zadufana w sobie blondynka tuszę Jacka Blacka, a wyalienowana kujonka kształty Karen Gillan. Dzięki temu każde z nich odkrywa swoją drugą, bardziej zaskakującą twarz.

Motyw zamiany ról sam w sobie prowokuje tonę zabawnych sytuacji, z odkrywaniem możliwości własnego ciała na czele. Mimo familijnego tonu, twórcy się nie ograniczają - żartują zarówno z zalet przyrodzenia, jak i z kobiecych technik uwodzenia czy kreatywnych metod śmierci. Zdecydowanie najlepiej wykorzystują potencjał tkwiący w bohaterkach kobiecych. Ślicznotka z Instagrama, której nagle przybywa kilogramów i piękność zbudowana na wzorcu Lary Croft, która uczy się całować po raz pierwszy to postaci-samograje. Świetnie wypadają też żarty z mechaniki gier wideo - wyśmiane są i kiepskie schematy konstruowania postaci niezależnych, i dobór strojów w przypadku "grywalnych" kobiet. Ironiczne podejście do "specjalnych umiejętności" bohaterów rozbawi zarówno starszych, jak i młodszych widzów.

Gdy humor w filmie Jake'a Kasdana staje się podły (a zdarza się to nieraz), z ratunkiem przychodzą aktorzy. Hart, Black i Gillan mogą się pochwalić świetnym wyczuciem komediowym, a swoje postaci prowadzą z dystansem i świadomym przerysowaniem. Johnson natomiast po raz kolejny udowadnia, że ma tak dużo charyzmy, iż wynagradza mu ona wszelkie braki w umiejętnościach aktorskich. To dzięki tej czwórce humorystyczna część filmu funkcjonuje bez zarzutu.

Nieco gorzej wypada ta dramatyczna, bo oprócz komedii, na którą twórcy kładą nacisk, nie brak tu elementów romansu i filmu akcji. Oba aspekty nie są najmocniejszą stroną dzieła Kasdana - pierwszy dryfuje na granicy banału, drugi nie wbija w fotel tak, jakby mógł. Największym wrogiem nowego "Jumanji" okazuje się bowiem prostota. Twórcom wyraźnie brak ambicji wyjścia poza wzór i choć do oryginału podchodzą z szacunkiem i wyczuciem, a fabułę wypełniają atrakcjami, sama opowieść prowadzona jest w szalenie oczywisty sposób. Każda z postaci przypomina chodzący stereotyp, każdy zwrot fabularny jest do przewidzenia, każde wypowiedziane słowo zdaje się pochodzić z książki pod tytułem "chcę być cool".

Dzieciakom jednak nie powinno to przeszkadzać, bo "Jumanji: Przygoda w dżungli" jest skrojone idealnie pod nich. To dopasowane do mentalności współczesnego nastolatka, intensywne i zakończone porządnym morałem widowisko. Filmowa gra, której może nie brak wad, ale młodszym "graczom" sprawi masę frajdy. Z kolei ci starsi patrząc na swoje pociechy, jakieś drobne "bugi" pewnie twórcom wybaczą. W końcu nie o to chodzi w grach, by się czepiać...

6/10

"Jumanji: Przygoda w dżungli" (Jumanji: Welcome to the Jungle), reż. Jake Kasdan, USA 2017, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 29 grudnia 2017 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jumanji: Przygoda w dżungli
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy