"Jeannette. Dzieciństwo Joanny d'Arc" [recenzja]: Zbyt duża dusza

Kadr z filmu "Jeannette. Dzieciństwo Joanny d'Arc" /materiały prasowe

Posłuchajcie tego: Bruno Dumont nakręcił musical o dzieciństwie Joanny d'Arc. Tak, ten Dumont, jeden z przedstawicieli Nowej Francuskiej Ekstremy, autor surowych i przykrych filmów, w których religijna tematyka jest konfrontowana z obrazami słabej i odstręczającej cielesności.

Chociaż już dwa poprzednie dzieła tego reżysera - "Mały Quinquin" i "Martwe wody" - zostały zrealizowane w lżejszej tonacji niż jego wczesny dorobek, to "Jeannette" i tak budzi zdziwienie. Nigdy wcześniej twórca "Ludzkości" nie pozwalał sobie na aż taką artystyczną dezynwolturę.

Film ten, mający za podstawę sztukę autorstwa Charlesa Péguya, nie obfituje bynajmniej w dramatyczne zdarzenia i gwałtowne zwroty akcji. Przez większość jego trwania malutka Jeannette spaceruje pośród wydm i drzew, najpierw modląc się o pomoc dla walczącej z Anglikami Francji, a potem planując ucieczkę z domu i wyruszenie na front. "Dzieciństwo Joanny d'Arc" wypełnia swojego rodzaju absurdalny zastój, który budzi skojarzenia z kinem Jima Jarmuscha. Wielka przygoda czeka tuż za horyzontem, ale mija bardzo wiele czasu, zanim bohaterka wreszcie rusza na jej spotkanie.

Reklama

Kamera przyjmuje punkt widzenia dziecka, dla którego rzeczywistość jest nieskomplikowana i cudowna. Charakterystyczna dla Dumonta prostota obrazowania idzie w parze z nietypową dla niego estetyzacją. Brzydota i okrucieństwo natury są wypchnięte poza granice kadru, zostają tylko beż piasku, zieleń roślin i błękit nieba. Najbardziej zaskakującym zabiegiem są tutaj jednak musicalowe wstawki - nie dość, że wykonywane przez nieprofesjonalnych aktorów, to jeszcze mające za akompaniament przedziwną mieszankę metalu i elektroniki.

Jeannette - w której młodszą i nieco starszą wersję wcielają się kolejno Lise Leplat Prudhomme i Jeanne Voisin - drżącym głosem śpiewa o chęci poświęcenia się dla innych i ratowania swojego kraju. Jej słowa brzmią w tym samym stopniu rozczulająco, co strasznie. Oto mała fanatyczka, tak szlachetna, że aż buńczuczna i agresywna.

"Jeannette" jest ekstremalnie ambiwalentnym filmem. Nietrudno dopatrzyć się w nim kpiny z religijnego kiczu, z nadętych i słodkich hagiografii, jakie trafiają do kin z okazji chrześcijańskich świąt. Być może jednak prawda jest inna. Być może "Jeannette" stanowi ekscentryczny, ale szczery pean na cześć marzycielki o duszy zbyt dużej na dziewczęce ciało i rodzinny grajdołek.

Istnieje jeszcze trzecia opcja: obie interpretacje są trafne. W wywiadach Dumont deklaruje chęć pokazywania świata w całej jego paradoksalności. Wobec tego "Jeannette" jawi się jako wysoce niebanalny i ryzykowny film o duchowości, która potrafi być czymś równocześnie pięknym, żałosnym i groźnym.

7,5/10

"Jeannette. Dzieciństwo Joanny d'Arc" (Jeannette l'enfance de Jeanne d'Arc), reż. Bruno Dumont, Francja 2017, dystrybutor: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa: 8 czerwca 2018 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama