"Jak zostać kotem" [recenzja]: Kocia klątwa

"Jak zostać kotem", czyli kot w roli głównej /materiały dystrybutora

Miłośnicy zabawnych filmików z internetu, w których koty są albo najczulszymi istotami na Ziemi, albo robią rzeczy ekstremalne, powinni być zadowoleni. Film "Jak zostać kotem" bazuje na tym wizualnym uzależnieniu od puchatych czworonogów, które bywają nieprzewidywalne. Dodatkowo pojawia się wątek specyficznego połączenia świata kociego i ludzkiego, w którym transformacja w "futrzaka" ma być czymś w rodzaju kary.

Reżyserem kociego "widzimisię" jest Barry Sonnenfeld - "ojciec" serii o rodzinie Addamsów i "Facetów w czerni". Ten doświadczony twórca ponosi sromotną porażkę w kocim świecie, nie ratują go nawet hollywoodzkie gwiazdy. 

Punkt wyjścia jest prosty - Tom Brand (Kevin Spacey), czyli bufon, bogacz i pracoholik, właśnie kończy budowę najwyższego budynku w USA. To jego życiowa inwestycja. Oczywiście ma wszystkich za nic, nie ma szacunku do swoich pracowników, pogardza swoją rodziną i wiecznie gada przez telefon. W domu czeka na niego jego druga żona Lara (Jennifer Garner) i córeczka Rebecca. Tata nie pamięta o urodzinach dziecka, a dziecko zna tatę głównie z telewizji. Jest jeszcze starszy syn, który - o zgrozo! - nie ma własnego gabinetu w firmie ojca, bo przecież nie jest jeszcze prawdziwym mężczyzną.

Reklama

Ten potwór o imieniu Tom postanawia na kolejne urodziny swojego dziecka kupić małej kota. Jedzie swoim wypasionym autem za setki tysięcy dolarów do podejrzanego sklepu zoologicznego. Tam obsługuje go dziwak - miłośnik zwierząt Felix Perkins (Christopher Walken). Od wyjścia ze sklepu sprawy przybiorą inne tempo. Koniec końców Tom wyląduje w szpitalu, a jego duch zagości w ciele kota. I to będzie nauczka, żeby wreszcie zrozumieć, że rodzina jest najważniejsza.

W tym miejscu wypadałoby zakończyć pisanie recenzji tego filmu. Wszystko, co możemy sobie wyobrazić, w filmie Sonnenfelda ma miejsce! Żadnego zaskoczenia, czyli odpowiednia ilość gagów z kotkami w roli głównej. Czytający w umyśle kota Christopher Walken, czy groźba kastracji dla człowieka w kocim świecie to jedyne fajerwerk,i na jakie możemy tutaj liczyć. Zły pan staje się dobrym panem. Zły pan wygrywa walkę o swoją rodzinę. W końcu zły pan zaczyna lubić kotki, bo kotki są najważniejsze. 

"Jak zostać kotem" to leniwa historyjka, która nie sprawia żadnej przyjemności. Nie ma w tej przemianie nic wyjątkowego i na dodatek rzadko jest okazja, żeby się pośmiać. W polskiej wersji tego filmu pojawia się dubbing i to już jest gwóźdź do trumny. Owszem - na film będą mogły iść dzieci, ale słuchanie jak Kevin Spacey mówi głosem Tomasza Kota to kuriozum. Zresztą ta językowa zbieżność to rzeczywiście jeden z najlepszych symboli tego, w jak naiwny i prostacki sposób nadal sprzedaje się widzom filmy w tym kraju.

3/10

"Jak zostać kotem" [Nine Lives], reż. Barry Sonnenfeld, USA 2016, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 19 sierpnia 2016

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jak zostać kotem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy