"Isabelle i mężczyźni" [recenzja]: Kobieta poszukująca

Juliette Binoche w filmie "Isabelle i mężczyźni" /materiały dystrybutora

Kobieta samotna poszukuje różnych sposobów na to, żeby być choć przez chwilę szczęśliwa. Taki ma być punkt wyjścia dla najnowszego filmu Claire Denis z Juliette Binoche. "Isabelle i mężczyźni" to kronika takich poszukiwań. Nie ma ani początku, ani szczęśliwego końca. Nie ma tego jednego jedynego, w którym warto się zakochać, ale w sumie to nie jest jakiś wielki problem.

Kłopot w tym, że to jednak film Claire Denis. Reżyserka "Głodu miłości" i "Białej Afryki" przyzwyczaiła swoich widzów do trochę innego świata miłosnych, seksualnych i tożsamościowych poszukiwań. Narracja Isabelle przypomina odrobinę komedię romantyczną. Wiwisekcja życia prywatnego bohaterki nie ma w sobie nic z ducha opowieści przekraczających normy i łamiących tabu. Kolejni kochankowie, wzloty i upadki, powrót do męża i w końcu dalsze poszukiwania.

Isabelle w wykonaniu Binoche to kobieta z majętnej klasy średniej, która jest malarką. Stać ją na swoją własną pracownię. Nie boi się o rachunek w wystawnej restauracji. Ma dziesięcioletnią córkę i męża, z którym nie może już być. Stara się przełamać konwenanse i spotyka się z różnymi mężczyznami. Z jednej strony majętny bankier (Xavier Beauvois), który traktuje ją bardzo obcesowo. Z drugiej szalony aktor (Nicolas Duvauchelle) rozmiłowany w toksycznych, wielomiesięcznych relacjach. Gdzieś w tle kilku innych partnerów, przy wyborze których Isabelle stara się nie kierować stereotypami. Im bardziej odmienny, tym lepiej.

Reklama

Trzeba przyznać, że film Denis ogląda się jak kolejną nudną i przegadaną układankę dotyczącą naszych wyobrażeń o kobietach po czterdziestce. Trudno zrozumieć, co wpływa na wybory Isabelle. I bynajmniej nie chodzi o niedosyt konserwatywnej narracji o związku na stałe. W przypadku wizji Denis ta seria romansów wydaje się być nieszczególnie interesująca. Szokujące jest to tym bardziej, jeśli ma się w pamięci bohaterów "Głodu miłości".

Najbardziej uderza to, w jaki sposób reżyserka kreuje postać Isabelle, jak wciska ją w kody histerycznej, majętnej mieszczanki, która znudziła się statecznym życiem. I nie ma w tym ani grama ironii. Ta opowieść ma nas wszystkich chyba odprężyć - pozwolić na myśl, że każdy ma prawo do odrobiny szaleństwa. 

Najbardziej porażający wydaje się finał, czy raczej ostatnia męsko-damska rozmowa. Juliette Binoche siada naprzeciw Gerarda Depardieu, który jest kimś w rodzaju domorosłego psychoterapeuty - szamana. On wróży jej przyszłość, opowiada, kto jest jej przeznaczony. Ona reaguje "emocjonalnie" i wreszcie ma prawo wierzyć, że nie wszystko stracone. Kilka ostatnich minut to już prawdziwy absurd - coś, co po prostu trudno obejrzeć.

5/10

"Isabelle i mężczyźni" [Un beau soleil interieur], reż. Claire Denis, Francja 2017, dystrybutor: Against Gravity, premiera kinowa: 29 czerwca 2018

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Isabelle i mężczyźni
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy